czwartek, 24 listopada 2016

Jako że nie było Creepypasty... (moje własne paranormalne doświadczenia!)

Strasznie was przepraszam, ludki że nie wstawiałam opowiadań... :( Mam jednak nawał pracy i nauki, oraz dodatkowo problemy w życiu prywatnym...
Jednak nie smutamy, gdyż pozostajemy wciąż w temacie halloween!
Otóż, postanowiłam że uchylę wam rąbka tajemnicy i opowiem wam o... moich własnych doświadczeniach paranormalnych. Nie musicie naturalnie w nie wierzyć, ale z ręką na moim serduszku przeznaczonym tylko i wyłącznie dla was, mogę wam przysiąc że nie zmyśliłam sobie żadnej z tych historyjek. Jestem osobą bardzo wrażliwą i wierzącą, więc może to sprawia iż takie rzeczy się do mnie kleją... Kto wie? :3 W każdym razie mam wam co opowiadać!
Tak więc, jeśli jesteście wystarczająco odważni to zapraszam do czytanka!
Historia numero uno...<3
Jeszcze rok, dwa lata temu bardzo interesowałam się zjawiskami paranormalnymi. Czytałam o nich dużo, studiowałam rytuały czasami nawet (czego się wstydzę) sięgałam po te okultystyczne. Mój pokój znajduje się na przeciwko salonu w którym siedziałam i czytałam kolejną straszną historyjkę :3. W pewnym momencie serce mi zamarło. Usłyszałam trzask, jakby ktoś walnął otwartą ręką w szklaną część drzwi prowadzących właśnie do mego "królestwa". Nie należę do osób strachliwych, więc poszłam sprawdzić czy coś nie spadło, w końcu "każdy dom żyje swoim życiem". Nic jednak nie upadło, nie ruszyło się z miejsca a okna na piętrze mego domku były wszędzie pozamykane... . Natychmiast wyłączyłam przeglądarkę w moim telefonie. Być może komuś nie podobało się to co czytałam?

Lecimy z drugoo...
Być może nie jest to historia turbo paranormalna, jednak mam ciarki jak sobie o tym przypomnę. Wraz z moją najlepszą przyjaciółką na caluutkim świecie (Pozdrawiam Cię, jeśli odważę ci się kiedyś wysłać link do tych historii... ale w sumie po co? Ty je wszystkie znasz xDDD) wyjechałyśmy na weekend na spotkania modlitewne, wraz z modlitwą o uwolnienie. No i właśnie podczas tych modlitw demony "tkwiące" w ludziach ujawniały się. Tak więc modliłam się wraz z innymi, kiedy cztery rzędy za mną usłyszałam zniekształcony krzyk kobiety... nie umiem tego inaczej nazwać. Przypominał te odgłosy które niekiedy słyszymy w horrorach, ale był jeszcze bardziej przerażający bo prawdziwy.

No to historia numer trzy... :D
Byłam sobie na koloniach. Zaplanowana została "noc strachów" gdzie "wyjadacze" straszyli nowicjuszy. Miała ona się odbyć na krużgankach (bo same kolonie miały miejsce w zamku) gdzie torturowano i wieszano ludzi. Chodziły pogłoski że są one nawiedzone. Tak więc szłyśmy z dziewczynami gęsiego bo korytarze były niesamowicie ciasne... Ja oczywiście ciamajdowato zostałam na samym końcu. Z resztą, nie byłam strachliwa, a jeśli to miało uspokoić moje współlokatorki to nie widziałam problemu. Przewodnik na chwile musiał odejść, łapano nas za kostki, rzucano butelkami...  nic strasznego. Tak myślałam dopóki nie odwróciłam się za siebie. Ujrzałam sylwetkę dorosłego, wysokiego mężczyzny bez głowy. Wzdrygnęłam się lekko ale nie krzyknęłam, gdyż postać chyba podążałam za nami ale gdy się spojrzałam odeszła spokojnie... Dlaczego więc miałabym niepokoić innych? ;)

No i ostatnia historia na dziś, czyli numero cztero hehe ;* 
To tak króciutko i nie tak "przerażająco". Od jakiegoś czasu moje problemy przekładają się na zdrowie przez co miewam kłopoty ze snem. Tak było też i tego wieczora. W końcu jednak się udało, jednak nie na długo. Obudziłam się sparaliżowana we własnym łóżku nad jego krawędzią dostrzegając dziwną sylwetkę człowiekopodobną. Nie bałam się, leżałam spokojnie gdyż wiedziałam z czym mam do czynienia od samego początku. Chodziło oczywiście o paraliż senny. Zaskakująco szybko odzyskałam panowanie nad głową i zaczęłam nią kręcić tak że skronie uderzały o poduszkę. Kiedy się obudziłam odetchnęłam tylko i przekręciłam się na drugi bok. Pech chciał że to zjawisko znów mnie dopadło. Tym razem już bez wysiłku kilkukrotnie uderzyłam głową o poduszkę i się ocknęłam. Potem zasnęłam ponownie, ale śniły mi się koszmary.
 Podobno podczas paraliżu nie można ruszyć żadnym mięśniem. Nie wiem czemu w moim przypadku było inaczej xD może ma to związek z tym, że śpię z otwartymi oczyma, kto wie xD.

Taa... "Króciutko" ... xD
Mogłabym się jeszcze rozgadać o dziwnych snach, doświadczeniach, tym czymś zauważonym kątem oka, jednak myślę że na dzisiaj już dosyć wam koszmarów zgotowałam xD. Jeżeli chcielibyście jednak jeszcze posłuchać o tym stuff'ie to piszcie w komentarzach ! Mogę zrobić część drugą czy cuś xd...
A i jeszcze propo creepy stuff'u. Za jakiś czas dam wam linka do nowego bloga o Jelsie, tym razem w tym "zuym" wydaniu na innym koncie. W wolnej chwili dodam to konto do współautorów, uprzedzam was, żeby nie było że zatrudniłam kogoś nowego xD. To wciąż ta sama, stara ja.!
Kocham mocno
Całujee <3
S.Q. 

czwartek, 13 października 2016

Rozdział 6. Pożegnanie



- Masz może telefon do Wiktora?- zapytałam nieśmiało. Piętnastolatka pojęła w mig o co mi chodzi.
- Ja zadzwonię, tak będzie bezpieczniej.- poinformowała mnie, poważniejąc.
Skinęłam głową. Ufała mi- ale nie bezgranicznie.
- Pan Bronicki? Proszę Pana, ma Pan jakiekolwiek informację o wypadkach? Yhym… Tak… Rozumiem, dziękuję.
- I Co?- spytałam zaniepokojona.
Moja towarzyszka się zamyśliła.
- Jeden facet wjechał w rów, samochód wybuchł i ledwo co go wyciągnęli. Była też piesza kobietka, nieźle poturbowana przez koszmary, nie ma co... - zachichotała. Nie wiedziała co znaczy to dla mnie.
W jednej chwili osunęłam się na ziemię -to było zbyt wiele jak na jeden wieczór. Ale przecież moja ciocia musiała być bezpieczna! Na pewno dostała jakieś dodatkowe nadgodziny, musiała pojechać samochodem! Okłamywałam siebie samą, dokładnie pamiętałam że auto stało w garażu kiedy wychodziłam. Na ulicach jest dużo pieszych, Rita nie mogła ulec wypadkowi.
Na pewno nie! A jeśli...?
Różowowłosa wyraźnie się zmartwiła. 
- Jeżeli chcesz, mogę pójść sprawdzić. Zajmie mi to minutkę, na moje miejsce wejdzie Jack. Muszę tylko wiedzieć jak wygląda Twoja ciocia. 
Było to bardzo samolubne ale nie byłam w stanie odmówić. 
- Wysoka brunetka, lat czterdzieści. Wychodziła w długiej, czerwonej sukience do ziemi. 
- Ahaa...- Blair skrzywiła się pisząc coś na telefonie.- Twój chłopiec zaraz tu będzie.- nie miałam sił zaprzeczać.- Ja zmykam.
I zniknęła. 
Zostałam sama. Znowu sama. Czułam w środku że to Rita, ale nie pozwalałam sobie w to uwierzyć. Cały czas szłam w zaparte "Nie, to niemożliwe, po ulicach krąży wiele kobiet...". Przyszedł Frost i usiadł koło mnie . Zaczynało świtać.  Promienie słoneczne oświetlały moją twarz, suszyły łzy, ale nie zdejmowały jarzma. Tyle już straciłam, życie znów pokazuje jak bardzo chce mi dokopać.
- Co się stało?- spytał chłopak po długiej chwili milczenia. 
- Nic...- odwróciłam wzrok. 
- Nie udawaj.- zabrzmiało to groźnie. Westchnęłam.
- Boję się. Martwię się o moją rodzinę, tylko Rita mi została. Jeżeli cokolwiek się jej stało...
- Jestem pewien że wszystko w porządku...
I w tym momencie wróciła Blair.
Wyglądała normalnie... rozwiane, różowe włosy, mocny makijaż, conversy na nogach. Różniła się tylko wyrazem twarzy i ubraniem. Wyglądała jakby musiała przyznać się przed matką że zbiła ważny dla rodziny wazon; ręce założone z tyłu i umykający wzrok.  
No i krew. Na rękach, ubraniu, nawet twarzy. Wszędzie krew. 
Wstałam chwiejąc się niepewnie.
- Więc jak?- spytałam, mimo że znałam już odpowiedź. Oczy mi się zaszkliły, ale się nie poddawałam. Nie mogłam, nie w takiej chwili.  Pamiętam że usłyszałam jeszcze kroki za mną. Glany Jacka. Poczułam podmuch powietrza koło mojego ucha i usłyszałam cichy szept: " Nie daj się". Nie zamierzałam, ale los pokazał coś zupełnie przeciwnego. 
- Nie najlepiej...- westchnęła dziewczyna. - Nic nie dało się zrobić. Spadła z urwiska. Wszędzie było pełno krwi...
Dolna powieka zadrżała mi niebezpiecznie. Nie czułam już nic, serce przesiąknęło mi lodem. Spadałam, powoli w objęcia szaleństwa. Już wiedziałam jak czuła się Blair tego feralnego dnia, już wiedziałam czemu oszalała. Ale ja nie ześwirowałam. Nie, nie... po prostu w środku mnie coś się złamało.
 - Elso...- zaniepokojony Frost chciał złapać mnie za rękę ale się wyrwałam. Nie płakałam. Od tego dnia nie zapłakałam ani razu.- Wszystko dobrze?
- Wspaniale!- zaśmiałam się histerycznie.- Cudownie! Idealnie! Jak mogłoby być inaczej?
Opadłam bezwładnie na ziemię. Postanowiłam zachować trzeźwy umysł- co komu po tym gdybym beczała? 
Poprawiłam skórzaną kurtkę i włożyłam głowę między nogi. Patrząc na krew na rękach Blair zachciało mi się rzygać.
 Frost chciał podać mi rękę, ja jednak ją odtrąciłam.

- Zostaw mnie.- wysyczałam niebezpiecznie. Nagle coś sobie uświadomiłam- moje ręce! Dłonie nadal pokrywał szron, jakby nigdy nic, jednak kiedy tylko czegokolwiek dotknęłam zaczynały piec. Do głowy nasunęło mi się jeszcze jedno sensowne pytanie.
- Czy ONA żyje?- cedziłam z rozmysłem każde słowo.
- Na miejscu była karetka, nie wiadomo jakie ma szanse. Na prawdę straciła sporo krwi.- Blair jakby rozumiała mój ból, wiedziała co przeżywałam. Nie owijała w bawełnę tylko podawała rzetelne informacje nie ważne jak bolesne by one nie były.  Pokręciłam głową, musiałam wracać do domu.
Wstałam i zaczęłam oddalać się bez słowa, jednak coś a właściwie pewien ktoś mnie powstrzymał.
- Wow, czekaj moment.-  Jack zastąpił mi drogę.- Na dole trwają jeszcze walki. Zamierzasz więc iść główną ulicą w takim stanie do domu?
Moje spojrzenie pełne chłodu wystarczyło za odpowiedź. Całkowicie zbił go z pantałyku brak jakiejkolwiek reakcji.
- Przepraszam.- szepnęłam chłodno. Wtedy TO zaczęło się ze mną dziać ale jeszcze o tym nie wiedziałam.
Ustąpił, zaskoczony do granic możliwości.
Zeszłam po stopniach nie dbając o wysokość na której się znajdowałam, po czym przeszłam przez szarą, brudną ulicę upaskudzoną krwią oraz czarnym piaskiem. Ich charakterystyczny zapach drażnił mnie, zmuszając do odruchów wymiotnych. 
Szare słońce wstawało leniwie, czas dłużył się niemiłosiernie. Czułam że coś obciąża mnie w środku, boleśnie mnie zatrzymuje. Postanowiłam więc przysiąść na chwileczkę na ławce w parku i wszystko przemyśleć.
"Jak zwykle ani na chwilę nie mogę zostać sama" pomyślałam dostrzegając białą czuprynę mego przyjaciela. Przysiadł się do mnie po czym chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Nie rozumiem Cię.- stwierdził.- Powinnaś płakać, zaprzeczać, obwiniać nas, robić cokolwiek... 
Siedziałam cicho. Kiedy patrzyłam w jego błękitne tęczówki przenikał mnie dziwny prąd. Skoro komuś bardzo zależy na osobach wokół mnie muszę ograniczyć ich liczbę.
"Muszę się odizolować."
- Powiedz coś w końcu!- zażądał.- Uważasz że to moja wina?
W głowie zaświtał mi pewien pomysł. Miał go okrutnie zranić, ale musiał zadziałać bezbłędnie.
- Taakk...- pisnęłam ściskając dłonie w pięści. Krząknęłam i kontynuowałam.- Tak uważam że to Twoja wina. W moim życiu wszystko było idealne dopóki się nie pojawiłeś, a teraz nagle wszystko zaczęło się chrzanić? Nie widzisz związku?- ironiczne pytanie zawisło między nami w powietrzu.
Frosta jednak niełatwo było zwieść.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.- stwierdził czarując mnie szarmanckim uśmiechem.
- Jesteś pewien?- odpowiedziałam wstając z trudem. Ten oczywiście rzucił mi się na pomoc, na co natychmiast wyswobodziłam się z jego objęć.
- Czemu mi to robisz?- spytał z wyrzutem.
- Żeby ograniczyć liczbę osób na których mi zależy. 
- Co?- nie rozumiał. Ale ja tego nie oczekiwałam- wystarczyłoby gdyby po prostu zostawił mnie w spokoju. Oczekiwał ode mnie czegoś, czego nie potrafiłam mu dać.
- Jestem jak tykająca bomba, Jack...- wykrztusiłam, próbując nie zalać się rzewnymi łzami. -I to atomowa. Przynoszę nieszczęście! 
- Jak to?- znów się zamyślił.
Chyba zaraz nie wytrzymam.
- Rodzice zginęli wracając do MNIE ponieważ moc którą posiadam wymykała się spod kontroli. W dniu wypadku panowała śnieżyca. Zginęli wpadając w poślizg rozumiesz?- teraz to rozbeczałam się na dobre. Co za wstyd! 
- Skąd mam wiedzieć że to samo nie przytrafiło się Ricie? Że MOŻE używaniem tego czegoś...- spojrzałam z obrzydzeniem na własne dłonie.- Nie zabrałam jej życia? Właśnie dlatego nie możemy być razem.- Jego spojrzenie pełne bólu skrzyżowało się z moim, pełnym desperacji. Ale cóż mogłam zrobić innego? Chciałam go uratować. MUSIAŁAM go uratować. W pewien sposób byliśmy sobie bliscy nawet przed tym całym cyrkiem. To co się stało między nami nad stawem, to jak bardzo sobie zaufaliśmy. 
- Miałem być twoim aniołem stróżem... właśnie straciłem robotę.- wyszeptał a ja się uśmiechnęłam. Czułam że domyśla się co zamierzam zrobić. 
- Opiekuj się proszę Anną i Mercy.- przytuliłam go mocno, jednocześnie zaciskając stale pięści. To bolało.
- Będę, obiecuję. - uśmiechnął się przyjaźnie i ciepło.
Tego właśnie potrzebowała królowa lodu- ciepła.
- Zamierzasz zniknąć na długo?- spytał poważniejąc.
- Niekoniecznie.- zamyśliłam się.- Muszę odnaleźć Thore. Spróbuję ją przekonać by nauczyła mnie panować nad tą mocą. Potem wrócę, na pewno. Powiedz Blair i Wiktorowi prawdę, innym mów że musiałam wyjechać w pilnej sprawie. Wymyślę coś na poczekaniu.
- Gdzie zamierzasz przenocować?- Frost nie był przekonany co do skuteczności tego pomysłu, ale szanował moją decyzję. Nie mogłam go w końcu poprosić o pomoc- jego mogłam zranić fizycznie, moja opiekunka zaś wydawała się bardziej doświadczona. 
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.- stwierdziłam i na pożegnanie pocałowałam go w policzek. 
Potem pobiegłam ile sił w nogach uciekając od niewygodnych pytań i kłopotliwych odpowiedzi. Zamyślona szukałam w głowie wskazówek jakie dała mi Thore. Nagle jednak coś zauważyłam.
Biały Królik!
 ***
Heloł! Oto powróciłam!
Ciekawe czy ktokolwiek jeszcze czeka na nexta he he he... Ok. nie jestem zabawna. 
W każdym razie, oto moje ogłoszenia parafialne:
1. Założyłam wattpada. Fabuła będzie ociekać grecką mitologią, dorzuciłam też drobny romansik, dramacik... no trochę tego jest hihi. Pisałam o tym na google plus, ale nie wiem czy odczytaliście. O nowych częściach będę informować na bieżąco także na tym blogu. 
A oto link do prologu: Klik!
2.  Zmieniam wygląd bloga na bardziej mroczny! Mini spojler alert- będzie adekwatniejszy do akcji która będzie toczyła się w obu opowiadaniach. Czekajcie cierpliwie.
3. Playlista również się zmieni! Gdybyście mieli jakieś propozycje piszcie w komentarzach w trybie now! 
4. Wiem że ostatnio dłuuugo nic nie było, więc stwierdziłam że muszę jakoś odkupić swoje winy- jakiś dark shocik? Piszcie o czym, przysyłajcie inspirujące was piosenki, zdjecia i inne ten tegesy.
5. Od jakiegoś czasu moje posty może komentować każdy kto wchodzi na bloga- niezależnie od tego czy jesteś zalogowany czy nie :> 
6. Chyba największy news - w październiku, w niedziele po godzinie 18:00 będe publikowała krótkie pasty, albo one shoty. ZAPRASZAM SERDELECZNIE. 
. 1 Kom= 1 Uśmiech autorki. Pamiętajcie o tym! :D 
DO ZOBACZENIA MOJE ŻUCZKI <3

sobota, 10 września 2016

It's over- isn't it?

Chyba wszyscy wiedzieliśmy ze taki post wczesniej czy pozniej nadejdzie... jakos tak naszlo mnie by zatytuowac go piosenka z najpiekniejszej bajki jaka do tej pory ogladalam- stevena universe. Ale po kolei... wiecie, kiedy pierwszy raz sptkalam sie z internetowa Jelsa, jak to 12 letnie dziecko ma w zwyczaju, zaczelam sie nia jarac. Bo przeciez Jack jest taki przystojny, Elsa taaka madra i oboje maja moce - wszystko sie zgadzalo! Przez jakis czas ogladalam filmiki, potem przenioslam sie na bloggera. Zalozylam pierwsmoze zego bloga majac ledwie 12 lat! I wiecie co? Wypalilo! Jestem pewna ze gdybym nie skasowala tamtego bloga kiedys osiagnalby prog 35, moze nqwet 40 tys. wyswietlen. Postanowilam jednak sobie darowac i po jakims czasie zalozylami tego bloga. Super mi sie pisalo, pracowalo ale teraz, majac 15 lat i stojac prawie u stop liceum cos mi nie pasuje. Coraz ciezej mi pogodzic nauke i ambicje z zajeciami dodatkowymi, zyciem towarzyskim i prowadzeniem bloga. Zastanawialam sie ostatnio czemu to opowiadanie nie jest tak 'popularne' jak poprzednie wiedzac, ze tamto kupy sie nie trzymalo. Otoz wysnulam2 argumenty: 
- hype na Jelse przeminal, ludzie masowo zamykaja swoje blogi bo dojrzewaja i widza ze do niczego to nie prowadxi.
- Jestem starsza i przestaje mnie to krecic. Po za tym parring ten skierowany jest w wiekszosci do mlodszych osob, a probujac przemycic powazniejsze tematy i przywolac realne reakcje ( dajmy za przyklad smierc Elsy , nir mowie ze kiedykolwiek ona nastapi, wracajac- moge napisac caly rozdzial o tym jak lapie on depreche, tnie sie i emo, ale wssyscy wiemy ze w rzeczywistosci tak to nie dziala. Kiedy probuje cos urzeczywistnic was to nudzi a kiedy probuje cos ' zksiazkowac' wydaje mi sie to glupie i nie jestem usatysfakcjonowana) po prostu ich nudze. 
Tak wiec widzicie sami do czego zmierzam- nie mam czasu na tego bloga. Mozliwe ze notki jeszcze kiedys sie pojawia ale nie obiecuje. Sa rzeczy wazne i wazniejsze. Ale dziekuje wamn- swietnie sie bawilam i mam nadzieje ze wy rowniez. 
Caluje mocno






wtorek, 23 sierpnia 2016

Opowiadanie 2. Rozdział I. Peron 9 i 3/4

- Hmm... peron 9 i 3/4?- maszynista, którego Hans jakimś cudem wyłapał w tym okropnym tłumie zamyślony nakręcał wąs na palec wskazujący.
- Nie, przykro mi dzieciaki, z pewnością tutaj takiego nie znajdziecie.
- Jest Pan w stu procentach pewien?- Elsa (jak zwykle) zachowała zimną krew.- Widzi Pan, wysłano nam bilety i to naprawdę bardzo istotne abyśmy...
- Tak, jestem pewien.- przerwał dziewczynie poirytowany dorosły.- Wybaczy Panienka, ale obowiązki mnie wzywają.- rzekł i odmaszerował znikając gdzieś między setką ludzi.
- Imbecyl.- burknęła łapiąc Annę za dłoń by młodsza siostra się nie zgubiła. Co jakiś czas na stacji przebijały się sylwetki osóbek w czarnych pelerynach i z bagażem równie wielkim jaki posiadali przyjaciele. No, może jedynie Kristoff się wyróżniał- jako jedyny z całej czwórki ograniczył się do rzeczy naprawdę niezbędnych co sprawiło że zmieścił się on w dwóch opasłych walizkach, podczas gdy inni mieli wózki wypełnione po brzegi.
Ania wypatrzyła schowaną w cieniu ławkę koło peronu numer 7. Wszyscy pędząc ile sił w nogach póki jeszcze była ona wolna, u mety opadli na nią dając upust swemu zmęczeniu.
- Dlaczego rodzice nie mogli nas sami zaprowadzić na ten głupi peron?- jęczała wyczerpana rudowłosa, poprawiając idealnie wyprasowane i czyste białe mankiety koszuli.
- Mówiłam Ci, mama miała do załatwienia pewne sprawy w ministerstwie.- starsza z sióstr mrugnęła znacząco poprawiając błękitną opaskę która podczas szaleńczego biegu w stronę ławki zsunęła się jej prawie na czoło. - A co z wami?- spytała patrząc znacząco na towarzyszy.
-Moi rodzice to mugole.- wzruszył ramionami Kristoff.- A ty Hans?
Zielone oczy Hansa nagle zmieniły się w topazy a kasztanowe włosy jakby nabrały jaśniejszego odcienia.
- Jestem czystej krwi.
- Nie o to pytamy.- Anna uniosła brew.
- Moi rodzice pracują w ministerstwie, ale znaleźli chwilę by mnie tu podprowadzić. Z początku czułem się niepewnie ale potem znalazłem was. To niesamowite że znów się spotykamy i wszyscy jesteśmy magiczni!
- Taak... Jakby tak właśnie miało być.- przyznał rację koledze blondyn uśmiechając się od ucha do ucha.
El zatopiła się na chwilę w tym uśmiechu. Jako dzieci wszyscy byli sąsiadami, mieszkali na tej samej wsi na przeciw przepięknej, bajecznej polany i ciemnego boru. Podobno, jeśli poszłoby się dostatecznie głęboko w las można by odnaleźć ruiny zamku, jednak ona nigdy się o tym nie przekonała. Jako sąsiedzi szybko się zaprzyjaźnili i mogliby tak trwać w nieskończoność gdyby nie perspektywy jakie otworzyły się przed ojcem Hansa. Owa szansa wliczała także wyprowadzkę do Londynu w chwili gdy chłopiec miał 11 lat. Po roku i siostry musiały się wynieść do większego domu na wieś. Kristoff został więc sam w szczerym polu. Wtedy nie krył żalu, jednak teraz wydaje się jakby całkowicie o nim zapomniał. Dziewczyna nie miała już okazji więcej ich spotkać, jednak jej siostra owszem. Kris i ona poznali się i  zakochali w gimnazjum. Kiedy nadszedł list, Ania nie była w stanie się pozbierać, bynajmniej ze szczęścia. W momencie pożegnania zostało rzucone im koło ratunkowe- oboje mieli uczęszczać do Hogwartu! To było tak niesamowite... jakby pisane było im być razem.
Rozmyślania białowłosej przerwał łomot po drugiej stronie prostokątnego filaru.Przyjaciele zerwali się na równe nogi wyglądając za ścianę. Ich oczom ukazała się dziewczyna niskiego wzrostu o rudych, kręconych włosach i zielonych oczach. Widocznie właśnie zaliczyła bliskie spotkanie z murem sądząc po rozrzuconych wokół przedmiotach i tym jak masowała głowę obolała.
- O mój Boże!- wykrzyknęła Elsa pomagając nieznajomej wstać.- Nic Ci nie jest?
- Nie, nie...- mamrotała poszkodowana próbując doprowadzić się do porządku.
Reszta poczęła natychmiast zbierać porozrzucane przedmioty i układać je na wózku który dziewczyna wiozła.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się przyjaźnie ruda, kiedy ból głowy ustał a rzeczy były już pozbierane. - Nie wiem co by było gdyby mugole wyczytali tytuły tych wszystkich książek.
- Nie skończyłoby się to dobrze- przyznała starsza z sióstr obserwując jak roztrzepane dziewczę z łatwością pchnie ciężki wózek.
"To fizycznie niemożliwe." przemknęło oniemiałej przez myśl, jednak szybko się otrząsnęła.
- Wiesz może jak dotrzeć na peron 9 i 3/4?
- Właśnie tak, jak zaprezentowałam wam przed chwilą.- zachichotała lekko się rumieniąc ze wstydu nieznajoma.- Wbiec w ścianę.
- Co?- Anna zachłysnęła się powietrzem.
- No... tak. Ściana z wypisanym peronem 9.
Przyjaciele spojrzeli na dziewczynę jak na upośledzoną, co tylko ją rozzłościło. Nie czekając na prośby chwyciła dosyć brutalnie dłoń Krisa, przeskoczyła z nim szybko przez tory do peronu 9 i wsadziła jego dłoń w mur a ręka jakby w niego wsiąknęła.
Widząc to pozostali ruszyli w ich stronę zabierając wspólnymi siłami wszystkie pakunki.
- Teraz szybko, zanim mugole się zorientują.- wyszeptała dziewczynka konspiracyjnie po czym weszła pierwsza.  Za nią Kristoff, już bez strachu, potem Hans.
Siostry złapały się za ręce i pewnym krokiem ruszyły przed siebie do świata pełnego magii i niespodzianek.
***
Ogłoszenia parafiaalne
Króciutki rozdzialik ale raczej z tego opowiadania nie będzie dłuższych ;). Myślę że chcę się skupić najpierw na Opku 1 a potem... cóż, zobaczymy ;)
Bardzo proszę o komentarze- to one dają mi tzw. kopa do działania.
Przez dwa dni robie sobie całkowite wolne od Jelsy i pisania i rysowania (do tego jeszcze wrócimy) i śpiewania i... uhhh... zaskakująco wielu rzeczy! Nie bo "lenistwo" ( chociaż to też xd) ale nie będę miała po prostu na to czasu. Postaram się wrzucać krótsze notki a częściej, chyba że wolicie inaczej.
Chcielibyście może zobaczyć moje bazgrołki? Szkicuje co jakiś czas ;*
Myślałam od zrobienia filmiku z Jelsy na yt- co wy na tooo?
Całuje mocno <3

niedziela, 21 sierpnia 2016

Zmieniamy wygląd bloga!

Tak: nagłówek, tło, kursor a nawet muzykę. Część kolejnego rozdziału  jest już napisana ale wole troszkę was przetrzymać i go dopracować :>. Nie miejcie mi tego za złe proszę :).
Do zobaczenia niebawem.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 5. Może jednak bohaterka?



Hejo.
Krótkie ogłoszenie przed nowym rozdziałem- zmieniam narrację na pierwszoosobową. Czemu? Ponieważ z tą „typową” dla moich opowiadanek jest zbyt dużo zachodu J. Ta zasada nie tyczy się jednak oneshotów, specjali itp., no i zniosę ją jeśli się nie przyjmie.  Piszę z punktu widzenia Elsy oczywiście.
To tyle ode mnie.
Zapraszam do czytania J.
S.Q.
***
Tego wieczora zajęcia skończyły się na rozmowie, ponieważ profesor Bronicki miał do pomówienia z Thore. Przydzielono nam tylko warty i kazano odmaszerować. Z uwagi na słowa wyżej wymienionej nastąpiła maluuutka zmiana planów- ja i Blair otrzymałyśmy na tę noc sektor 5, czyli ten obok domu Lucy, naprzeciw skrzyżowania. W O.S.* nie patyczkowali się jeżeli kogoś im polecono- mimo że tak naprawdę mój trening się jeszcze nie zaczął wysłano mnie na najbardziej uczęszczaną ulicę z osobą zarówno najbardziej doświadczoną jak i niezrównoważoną psychicznie. Na możliwą przyjacielską pomoc nie miałam co liczyć- Jack pełnił służbę z rudasem właśnie, zamiast Blair. Co prawda znajdowali się stosunkowo nie daleko, ale wątpię by zdążył gdyby mojej towarzyszce wymsknął się jeden z noży.
Skupiając się na przebieraniu w strój który skompletowała mi moja Opiekunka (jak kazała mi na siebie mówić kobieta) oraz na tym, co konkretnie powiem Ricie i Ani kiedy wrócę do domu starałam się przyćmić obawy. Wymyśliłam już kilka  dosyć kreatywnych wersji typu „zaatakowali nas obcy, po czym napadła banda oślizgłych zombiaków”. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na przemyślenia- wszyscy powoli zbierali się albo do domów, albo na wartę, a przebieralnia lekko pustoszała. Piętnastolatka czekała na mnie przed drzwiami pomieszczenia, a ja zaczynałam mieć wyrzuty sumienia że każę jej tak długo czekać.
W końcu jednak jakoś udało wbić mi się w delikatnie połyskujące spodnie ze skóry i zasznurować glany trójki. Z zaciekawieniem spojrzałam w lustro.
Przede mną stała młoda, groźnie wyglądająca dorosła odziana we wspomniane wcześniej spodnie i buty oraz czarny T-shirt na który zarzuconą miała dopasowaną ciemną kurtkę z metalowymi elementami, ćwiekami obręczami, jak łatwo się domyślić również ze skóry. Została jeszcze tylko dodająca smaczku obróżka ze zwisającym wizerunkiem półksiężyca. Ten dodatek chyba spodobał mi się najbardziej, postanowiłam go sobie zatrzymać.
Zmarszczyłam brwi, próbując utrzymać wizerunek chłodnej osoby z którą lepiej nie zadzierać, jednak nie byłam dobrą aktorką- na pierwszy rzut oka widać było że to tylko pozory. I wtedy do przebieralni wpadła Blair z takim hukiem, że aż podskoczyłam. A potem oniemiałam. A właściwie obie oniemiałyśmy.
Cyrkówka już nie miała kucyków lecz włosy rozpuszczone, układające się w idealne fale. Skąpe ubranie składało się tylko ze stanika, krótkich spodenek i mgiełki spowijającej jej całe ciało. W jej przypadku to drobiazgi odgrywały znaczącą rolę- takie na przykład rozsiane gdzie się tylko da ćwieki, drapieżny makijaż, kilka pieszczoch na jednej ręce oraz czarne, związane w staranną kokardkę conversy.
- Jeju…- wyszeptała z uwielbieniem. – W końcu coś co odzwierciedla twoją osobowość!
- Vice versa.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Ta momentalnie się zaśmiała. Wzrok różowowłosej spoczął na mojej twarzy. Ku mojej rozpaczy zrobiła minę jakby zjadła cytrynę, albo nad czymś naprawdę intensywnie myślała. Po chwili zaczęła myszkować w torebce wyjmując czarnego eyelinera, grzebyk i kilka wsuwek.
- Pozwolisz?- zapytała momentalnie poważniejąc. Jej zmiany nastrojów zaczynały mnie nużyć, zwalałam to jednak na chorobę i nakazywałam sobie milczenie.
- Oczywiście.
Odkręcając kosmetyk pochyliła się nade mną.
- Zamknij oczy.- poleciła, a ja zrobiłam co kazała.
- Możesz już je otworzyć.- usłyszałam dumny, kobiecy głos, po czym ponownie zaniemówiłam. Kilka machnięć i szarpnięć grzebykiem a zmieniły mnie nie do poznania- na lepsze, naturalnie.
Teraz już nie musiałam marszczyć brwi- raziłam samym spojrzeniem.
- Okey, wydaje mi się że jesteśmy gotowe.- zaszczebiotała moja towarzyszka a ja tylko skinęłam głową.
Powietrze tej nocy było zimne i orzeźwiające. Było podejrzanie cicho, zwłaszcza mając tę świadomość że najpewniej obserwują nas członkowie O.S. oraz pomniejszych bardziej lub mniej utalentowanych grup. Idąc z Blair w pewnym stopniu czułam się bezpieczna- nie wyglądało na to że chciałaby mi coś zrobić, wręcz przeciwnie- wyczuwałam że jest gotowa skoczyć w ogień za każdego z Oddziału. Jej nadmierny optymizm i czarny humor mnie przytłaczały jednak jeżeli miałabym komukolwiek zadawać pytania i oczekiwać satysfakcjonujących odpowiedzi to właśnie jej. Po za tym, irytowała mnie ta dobijająca cisza.
- Tak właściwie ile dokładnie działa oddziałów?
- Pięć.- odpowiedziała nastolatka rzeczowo, nie przerywając marszu.- W pierwszym są tak zwane „wyrzutki” czyli Ci co zawalili naprawdę ważną akcję. W drugim znajdziesz magicznych tylko z nazwy- nic nie robią, ale są w grupie podwyższonego ryzyka. Od czasu do czasu przeprowadzamy tam szkolenia samoobrony. Prawdziwe oddziały zaczynają się dopiero od grupy trzeciej- to tak zwane „mózgi”. Oni opracowują nam plany, rozrysowują mapy i wytężają szare komórki. Dwójki pomagają w tych lżejszych akcjach, w razie większego zagrożenia są gotowi stanąć po naszej stronie. Niektórzy dostają awans za szczególne osiągnięcia do O.S. – tak trafiła do nas Lucy. Niby posiada moc ognia, jednak nie jest za bardzo magiczna, nawiasem mówiąc oczywiście. No i jesteśmy my, samobójcy, często nie mający nic, gotowi postawić wszystko na szalę.
Opis naszej grupy oczyma Blair mnie zmroził.
 Jednak był trafny ... aż za bardzo.
- Od kiedy działasz w O.S.?
- Od kiedy tylko pamiętam.- zaszczebiotała dziewczyna po czym natychmiastowo spoważniała.- Chociaż nie… pamiętam wcześniej… ale nie chcę pamiętać, więc zostańmy przy tym że nie pamiętam. Sam Wiktor wcielił mnie w swoje szeregi, mimo że nie mam specjalnych mocy. Umiem tylko dobrze walczyć, chociaż przecież o to chodzi prawda?
- A… jaką masz moc?- spytałam czując że mój zmęczony mózg nie rozszyfrował do końca wypowiedzi towarzyszki.
- Tropię.- wzruszyła ramionami.- Po  prostu. Jestem w stanie wyczuć z odległości kilku kilometrów zbliżające się koszmary Mroka. Także spokojnie…- położyła mi rękę na ramieniu w geście wsparcia.- Ze mną jesteś bezpieczna.
Wiem że to może niegrzeczne nie ufać kiedy ktoś jest tak otwarty, jednak muszę przyznać że odetchnęłam z ulgą. Nie zamierzała mnie zabić, a przynajmniej się na to zanosiło.
- Oto jesteśmy.-  Blair uśmiechnęła się ukazując wszystkie ze swoich bielutkich zębów i rozkładając dłonie jakby przedstawiała mi co najmniej swój dom.  Stałyśmy przy opustoszałym budynku ogrodzonym wysoką siatką oraz drutami kolczastymi. Z ulgą dostrzegłam dziurę w ogrodzeniu przez którą natychmiastowo się przeczołgałam, podczas gdy piętnastolatka wdrapała się na jeden z słupków po czym wdrapała się na górę z gracją baletnicy. Równie sprawnie ominęła drut, następnie wykonując salto w powietrzu i jakimś cudem lądując na ziemi nienagannie.
- Jak ty to zrobiłaś?- wydukałam.
- Całe życie w cyrku- odparła.- Tam są schody pożarowe, ja wejdę hm… szybciej. Widzimy się na dachu.
- D-dobrze.- postanowiłam nie wspominać o swoim lęku wysokości. Jeżeli miałam należeć do O.S. musiałam wyzbyć się strachu.
Założyłam torbę na plecy i wymacałam rzeczone schodki. Nie wyglądały one zbyt stabilnie, jednak miałam nikłą nadzieję że Blair zdąży na czas i mnie uratuje w razie czego. Może i się łudziłam, ale przynajmniej ta świadomość starczyła na kopniak odwagi na czas misji. W połowie ( drugie piętro) postanowiłam trzymać się zasady „Byle nie patrzeć w dół”.
Kiedy zmachana dotarłam na szczyt moja towarzyszka siedziała ze spuszczonymi nogami z krawędzi budynku i majtała nimi jakby brodziła nogami w baseniku dla dzieci. Zdążyła rozłożyć już sprzęt w postaci lunety, czterech lornetek ustawionych na stojakach w czterech różnych stronach świata oraz kamery przemysłowej umieszczonej na parapecie z piętro niżej.
- Mam jedzenie.- uśmiechnęła się na mój widok.- No i kompocik. Chcesz?
Oferta kompociku przekonała mnie ostatecznie.
Blair wyjęła ze swojej torby cały szwedzki bufet. Znajdowały się tam kanapki, sandwiche, jeden hot dog, jogurcik oraz owoce. Zauważyłam także kątem oka znajdujący się w plecaku koc, poduszkę oraz składaną parasolkę. Kimkolwiek byli jej rodzice musieli naprawdę dbać o córkę.
- Masz chrum… kochanych… mniam… rodziców…- zauważyłam z pełnymi ustami.
Piętnastolatka zmarszczyła brwi.
- Hmm… tak, są kochani. Ale nie są moimi rodzicami.
Niemal zachłysnęłam się żarciem. Popełnić taki nietakt? 
- Jak to?
- Po prostu.- wzruszyła ramionami.- Byli przez jakiś czas, potem puff…!- wykonała bliżej nieokreślony gest dłońmi imitujący wybuch.- I nie ma. Ale Sofia i Tristian bardzo starają się mi ich zastąpić. Wiedzą dokładnie do jakiego oddziału należę, ponieważ sami współpracują z Wiktorem. To jakaś ich dalsza rodzina czy coś… . Co noc Sofia przygotowuje mi wałówę i często dzwoni. Obawia się o mnie, mimo że wie, że umiem się obronić. Zapisali mnie nawet do psychologa, ale dawał mi jakieś dziwne tabletki przez które chciało mi się spać więc przerwali. Mam dobrą rodzinę.
Zamyśliłam się. Czy to przez brak rodziców Blair oszalała? Czy ten wypadek ma coś związanego z jej rodziną i cyrkiem? Wolałam nie rozdrapywać starych ran… dziewczynka najwyraźniej starała się zapomnieć.
- No ale to nie zmienia faktu że wiele osób uważa mnie za wariatkę…- ciągnęła nieprzerwanie żując bułkę.- Jestem szczęśliwa ze swoją hmm… chorobą, znaczy… da się znieść. Sprawia że zapominam o starym życiu. Czasem jest gorzej i wtedy trudno patrzeć mi w zmęczone oczy Sofii. Czasem bez jej wiedzy biorę tabletki. Czasem wsłuchuje się w głosy i z nimi rozmawiam a czasem modlę się by odeszły. Czasem odchodzą, czasem nie. A ty?- spytała.- Też miewasz wrażenie że całkowicie oszalałaś?
Zamyśliłam się. Odpowiedź wydawała się oczywista- raczej byłam trzeźwo myślącą osobą. Jednak ostatnimi czasy…
- Tak.- rzekłam z dumą.- Też słyszę głosy, widuję cienie. Panicznie boje się o moją rodzinę, budzę się w nocy i nie mogę spać bo czuje na sobie czyjeś spojrzenie.
- Zrymowałaś!- wykrzyknęła Blair po czym zaczęłyśmy się śmiać.
Sielankę przerwała poważnie wyglądająca mina piętnastolatki. Tym razem to nie była zwykła zmiana nastroju. Dziewczyna pociągnęła nosem dwa razy po czym szybko rzuciła się w stronę plecaka wyjmując telefon i wystukując nieznany mi numer. Znajomy głos po drugiej stronie odebrał po pierwszym sygnale.
- Są.
- Jaki czas?- spytał zaniepokojony Jack.
- Z dziesięć minut przy północnym wietrze.
- Dobra. Jeżeli coś jej się stanie…- to ostatnie zabrzmiało jak groźba.
- Wiem.
- Uważaj też na siebie.
- Dobra. – odparła cierpko dziewczynka jak gdyby kazano jej wykonywać jakieś dodatkowe obowiązki  i rozłączyła się.
Rzuciła mi w dłonie latarkę i poleciła:
- Po dwa mrygnięcia w stronę szkoły, domu Lucy, sklepu i lasu. Ja zadzwonię do dwójek. Będziemy mieli gości- rzekła z nieukrywanym entuzjazmem.
Zrobiłam co mi kazała w najlepszej wierze. Przecież to nie mógł być pierwszy raz kiedy koszmary zjawiły się w mieście… Prawda?
- Co teraz?- spytałam, czując buzującą adrenalinę w moich żyłach.
- Zdejmuj rękawiczki.- mrugnęła Blair w moją stronę z uśmiechem.- Postrzelamy do kaczek.
Ponownie usłuchałam. Moje dłonie, całkowicie już pokryte szronem migotały w blasku księżyca. Spojrzałam w górę, wprost na mego stróża. „Jeżeli jesteś tam, daj mi tyle energii bym mogła ochronić i siebie i Blair.”- poprosiłam. Naturalnie, moje błagania zostały wysłuchane i spełnione nawet z nawiązką, ale o tym jeszcze nie wiedziałam.
Piętnastolatka chwyciła za lornetkę i wypatrywała ze skupieniem. Mi pozostały tylko oczy, ponieważ jeżeli chwyciłabym urządzenie, to natychmiast zamarzłoby. Musiałam się pilnować.
Długo nie czekałyśmy, chociaż wydawało się że moja towarzyszka zaczynała się już niecierpliwić.
- Są.- syknęła uradowana i wskazała mi dłonią ciemny punkt blisko szkoły. Przypominał on trochę wychudzonego, majestatycznego konia, wykonanego z czarnego, sypkiego czegoś. Jego ślepia świeciły jednak na pomarańczowo, a ogół wyglądał naprawdę przerażająco. Wzdrygnęłam się.
Kątem oka zauważyłam, że Blair właśnie przygotowywała swoje noże. Już rozumiałam czemu je ostrzyła- „piasek” z którego zostały wykonane koszmary musiał nieźle tępić ostrza.
- Nie mogę się doczekać!- pisnęła dziewczyna, przy okazji otwierając fantę i  biorąc łyka.
- Hmm… Blair… czy kiedykolwiek miałaś do czynienia z fizyczną formą koszmarów?- spytałam nieśmiało. To zdanie zabrzmiało zbyt mądrze jak na osobę która dowiedziała się o Mroku pięć minut temu.
- Oczywiście że tak!- odparła znużona, jakbym zapytała o kolor bezchmurnego nieba.- To niezwykle relaksujące. Z resztą sama się przekonasz… Tylko idź na całość!- przykazała.
Nie zamierzałam się ograniczać. Na pewno nie dziś! Kilka metrów przed nami nagle świsnęła strzała. Koszmar czyhający na sposobność by wśliznąć się do domu Lucy oberwał od samej jego właścicielki. Zauważyłam także kilka pomniejszych zbliżających się właśnie do nas.
- Zbliżają się- rzekłam rzeczowym tonem.
- Pobaw się z nimi, a ja zajmę się tymi od południa.- poprosiła uprzejmie cyrkówka, zbierając kilkadziesiąt noży do torby a jeden oddając mi do ręki.- Proszę, gdyby coś Ci nie wyszło. Możesz go zatrzymać.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się, ale ona tego nie widziała. Wykonując  gwiazdę a potem salto błyskawicznie znalazła się po drugiej stronie budynku.
Nie miałam określonego planu, zdawałam się na instynkt. Wyciągając prawą dłoń w kierunku jednego z koni strzeliłam w niego błękitnym promieniem, który natychmiast go rozproszył. Drugiego, nieco większego załatwiłam podobną techniką, ale złych snów napierało coraz więcej. Jednemu na drugiej niemal udało się na mnie naskoczyć, ale w porę zareagowała Blair, przeszywając go na wylot jednym ze swych noży.
- Nie przejmuj się! Idzie ci świetnie!- dopingowała widząc znużenie na mojej twarzy. Dziękowałam Bogu, że wartę pełnie właśnie z Blair.
Nagle zza rogu wyłonił się koszmar-monstrum. Wielkością przypominał ciężarówkę, i to jedną z tych naprawdę dużych.  Szedł prosto na dom Lucy. Musiałam jakoś zareagować, byłam pewna że nie Jack i ruda nie poradzą sobie sami! Postanowiłam nie absorbować jakoś specjalnie mojej towarzyszki na którą wrogowie napierali dosłownie ze wszystkich stron.  Skupiłam się czując, że księżyc czuwa nade mną i wytworzyłam najsilniejszy promień na jaki było mnie stać. Potwór oberwał naprawdę mocno, jednak się nie wycofał ani nie rozpłynął. Na szczęście udało mi się odwrócić jego uwagę na tyle aby odpuścił sobie sektor Frosta. Postanowiłam uderzyć ponownie, tym razem mocniej. Dałam z siebie wszystko, ale moje starania znów nie przyniosły większego skutku, może po za tym że koszmar obrał sobie inny cel- mnie.
Strzelałam w niego bez ustanku, najmocniej jak umiałam, pozostawałam jednak bezsilna. Nagle postać młodego chłopaka o białych włosach i niebieskiej bluzie wybiegła zza rzeczonego domu. W dłoni dzierżył laskę z której strzelał do monstrum niczym z karabinu.
- Jack!- wrzasnęłam. Co za dureń! Ja tutaj ratuje mu tyłek, a ten nie dosyć że opuszcza swój posterunek to jeszcze bierze na siebie to  c o ś . Nie byłam w stanie go zostawić. Nie miał najmniejszych szans.
- Blair, Frosta atakują potwory!- krzyknęłam spanikowana.- Wiem że to nieodpowiedzialne, ale muszę mu pomóc!
Dziewczynka na chwilę przestała miotać ostrzami. Spojrzała mi prosto w oczy po czym uśmiechnęła się.
- Biegnij.- rzekła i objęła stanowisko pośrodku budynku.
Nie miałam czasu na podziękowania. Schodząc, a właściwie zbiegając z dachu budynku przez umysł przecieła mi się myśl, że taka właśnie mogła być Blair gdyby nie spotkało ją tyle nieszczęść. Mogła być spokojna,  kochająca… szczęśliwa. Kiedy stanęłam bezpiecznie na ziemi ruszyłam sprintem przed siebie. Frost biegł z nim w stronę marketu spożywczego, tak więc tam musiałam się udać. Biegłam ile sił w nogach, ile tchu w płucach. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce Jack znajdował się w sytuacji krytycznej- przyparty do muru, strzelał tak mocno jak mógł, ale próżne były jego starania.
- Hej ty!- zdyszana krzyknęłam.
- Elsa?- zdziwił się skrajnie wykończony. Zignorowałam go.
Wytworzyłam najsilniejszy promień na jaki było mnie stać. Czułam że nie poradzę, ból rozrywał po kolei wszystkie moje mięśnie. Nie ma co, przepuklina murowana. Moc była dla mnie za silna, jednak udało mi się osłabić potwora na moment. Zrobiło mi się duszno i zakręciło w głowie pod koniec, jednak Frost stanął już po mojej stronie. Z jego pomocą udało mi się w końcu rozproszyć koszmar.
- Ju-hu!- wykrzyknął euforycznie chłopak.- Udało nam się! Daliśmy radę! A Ty…- spojrzał mi w oczy głęboko.- Ty mnie uratowałaś… Byłaś niesamowita!
- Taak…- mdliło mnie, świat nieustannie wirował a nogi uginały się ze zmęczenia. Jakimś cudem zdobyłam się jednak na uśmiech i dobrą grę aktorską. – Ty też byłeś świetny.
- Dzięki.- Jack posłał mi zawadiacki uśmiech.- Ma się to coś.
- Powinniśmy wracać na stanowiska.- zauważyłam powoli dochodząc do siebie.
- Masz rację.- przytaknął przyjaciel i ruszyliśmy, starając się po drodze ostrzelać pomniejsze potwory.
Tak bardzo zatraciłam się w walce, że przez przypadek wpadłam na bruneta znanego mi z zajęć, i to z takim impetem, że gdyby nie Frost przewróciłabym się.
- Woah!- znajomy- nieznajomy odsunął się kilka kroków wstecz, ręce podniósł w geście „co złego to nie ja”.- Przepraszam, zagapiłem się.
- Nic Ci nie jest?- zapytał mnie Jack.
- Nic, nic…- skłamałam, ponieważ wyraźnie czułam jak coś przestawiło mi się w nadgarstku lewej dłoni.
- Powinieneś bardziej uważać, s z c z e g ó l n i e  należąc do O.S.- warknął białowłosy do bruneta.
- Ty również, nowy.- odwarknął tamten w odpowiedzi.
- Cholera, Jack, nie mamy na to czasu!- wybuchłam.
- Noc jeszcze młoda…- zażartował nieznajomy. – Tak szybko to się one stąd nie zmyją. Jestem Nikolas. Kłaniam się nisko.- dodał po chwili i rzeczywiście się ukłonił.
Prychnęłam z zażenowaniem. „Świetnie! Kolejny kretyn, który nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji!” pomyślałam. Złapałam więc Frosta za kaptur i zaciągnęłam w stronę jego sektora.
- Ał, ał, ał, ał…- mówił tylko ciągnięty przez tą wkurzoną wersję mnie. Kiedy w końcu go odstawiłam przed dom zdobyłam się na mały opierdziel.
- Jak tylko spróbujesz wyjść mi z ukrycia jeszcze raz, osobiście dopilnuję tego żeby znalazł się ktoś odważny na tyle by pofarbować ci włosy na różowo podczas snu. Więc lepiej się pilnuj! Uhh…- odetchnęłam starając się opróżnić moje płuca ze złości.
Jack stał jeszcze chwilę w miejscu- co prawda nie oglądałam się za siebie, jednak słyszałabym jego kroki- wydawało mi się że powiedział coś w stylu  „Dla ciebie to nawet na zielono” albo „ Na niebie znowu ono”, chociaż nie byłam pewna. Gnana poirytowaniem zamrażałam  to co popadnie, nie zwracając nawet uwagi czy było to koszmarem czy człowiekiem- jeżeli było zbytnio się zbliżało strzelałam bez namysłu.
Na dach opuszczonego budynku weszłam bez najmniejszego strachu, totalnie o nim zapomniałam. Blair dalej wypatrywała potworów które jednak stopniowo zanikały, uciekały.
- Dobrze że jesteś.- stwierdziła wciąż wpatrując się w niebo ze skupieniem. Na jej twarzy malowała się niepokojąca satysfakcja. - Twój telefon dzwonił już chyba z pięć razy.
„O kurczę.”
Rzuciłam się w stronę torby. Po krótkich poszukiwaniach wyjęłam moją cegłę. Zegar wskazywał 3:45. Ciotka musiała się nieźle denerwować. Sprawdziwszy nieodebrane połączenia bardzo się zdziwiłam- dzwoniła do mnie tylko Ania. Czy możliwe jest by… Rita… nie ma opcji, przecież wiedziałabym gdyby przytrafiło jej się coś niedobrego… Wiedziałabym pierwsza… Na pewno…
- Wiesz może coś o jakichkolwiek wypadkach dzisiejszej nocy?- spytałam piętnastolatkę drżącym głosem.
- Nie.- wzruszyła ramionami obojętnie, dalej wypatrując. – Byłam tutaj cały czas, z Tobą.
Czyli wciąż wiedziałam tyle co nic. Wzięłam głęboki wdech po czym wybiłam numer siostry.
- GDZIE TY JESTEŚ? CO SIĘ DZIEJE? GDZIE CIOTKA I KIEDY ZAMIERZASZ SIĘ W KOŃCU POJAWIĆ?- skrzywiłam się, słysząc wściekły ton głosu młodej. Już miałam odpowiedzieć, kiedy Blair zmaterializowała się obok i zabrała mi telefon.
- Cześć kochanie…- zaczęła wyjątkowo dorosłym tonem, całą sobą wczuwając się w rolę.- Jestem instruktorką SKS-ów. Chciałam tylko przekazać żebyś się nie denerwowała, z Elsą wszystko w porządku. Cały czas wyrywa mi się do telefonu, bardzo chciała do ciebie zadzwonić ale jak wiesz szkolny regulamin zabrania posiadania go na terenie szkoły.- zachichotała w sposób typowy dla nauczycieli.      „Jak ona to robi?”
- Zajęcia potrwają do godziny 4:30, więc o piątej powinnaś odzyskać siostrę. Takie sytuacje mogą się powtarzać, ponieważ wcieliłam El do drużyny siatkarskiej, a godzina bierze się stąd że przylatuję tutaj specjalnie by szkolić Elsunie i jej koleżanki aż z Danii.- znowu ten irytujący chichot- Sama rozumiesz…
Chwila ciszy. Ania musiała oniemieć, mimo że historyjka była skrajnie naciągana. Całe szczęście że Blair trafiła z SKS-ami i  siatkówką- był to jedyny sport w którym byłam w miarę dobra.
- Rozumiem…- wyszeptało maleństwo po chwili.- Mogę ją prosić na chwilę do telefonu?
Nastolatka spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami.
- Obawiam się że to nie możliwe, dziewczynki są właśnie w trakcie gry.- tłumaczyła nieznużenie piętnastolatka.- Ale porozmawiacie sobie już za godzinkę dobrze?
 - Okey. Życzę dobrej nocy.
- Dobranoc, kochanie. – i rozłączyła się.
- Dzięki Blair.- odetchnęłam z ulgą.
Dziewczyna zamrugała i w ćwierć sekundy wróciła dawna, szalona Blair.
- Nie ma sprawy!- rzekła przeciągając się.- Warta z tobą jest naprawdę zabawną sprawą! I jeszcze te wszystkie koszmary… bawiłam się przednio!- stwierdziła chichocząc niczym mała dziewczynka przy stoisku z watą cukrową. 
***
 Może i rozdział krótszy niż poprzedni, ale wiele się w nim dzieje :). Mam nadzieję że przed powrotem do domu z wakacji zdąrze napisać jeszcze jeden albo dwa. Napiszcie mi, proszę czy wolicie krótsze rozdziały częściej czy dłuższe rzadziej :). A, i  następny one shot się planuję- macie może jakieś fajne, mroczne piosenki, jakieś inspirujące do pisania? Liczy się tekst :> Najlepiej mroooczny <3 . 
Okey to by było na tyle .
Proszę uprzejmie o komy :3 
S.Q.