poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 5. Może jednak bohaterka?



Hejo.
Krótkie ogłoszenie przed nowym rozdziałem- zmieniam narrację na pierwszoosobową. Czemu? Ponieważ z tą „typową” dla moich opowiadanek jest zbyt dużo zachodu J. Ta zasada nie tyczy się jednak oneshotów, specjali itp., no i zniosę ją jeśli się nie przyjmie.  Piszę z punktu widzenia Elsy oczywiście.
To tyle ode mnie.
Zapraszam do czytania J.
S.Q.
***
Tego wieczora zajęcia skończyły się na rozmowie, ponieważ profesor Bronicki miał do pomówienia z Thore. Przydzielono nam tylko warty i kazano odmaszerować. Z uwagi na słowa wyżej wymienionej nastąpiła maluuutka zmiana planów- ja i Blair otrzymałyśmy na tę noc sektor 5, czyli ten obok domu Lucy, naprzeciw skrzyżowania. W O.S.* nie patyczkowali się jeżeli kogoś im polecono- mimo że tak naprawdę mój trening się jeszcze nie zaczął wysłano mnie na najbardziej uczęszczaną ulicę z osobą zarówno najbardziej doświadczoną jak i niezrównoważoną psychicznie. Na możliwą przyjacielską pomoc nie miałam co liczyć- Jack pełnił służbę z rudasem właśnie, zamiast Blair. Co prawda znajdowali się stosunkowo nie daleko, ale wątpię by zdążył gdyby mojej towarzyszce wymsknął się jeden z noży.
Skupiając się na przebieraniu w strój który skompletowała mi moja Opiekunka (jak kazała mi na siebie mówić kobieta) oraz na tym, co konkretnie powiem Ricie i Ani kiedy wrócę do domu starałam się przyćmić obawy. Wymyśliłam już kilka  dosyć kreatywnych wersji typu „zaatakowali nas obcy, po czym napadła banda oślizgłych zombiaków”. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na przemyślenia- wszyscy powoli zbierali się albo do domów, albo na wartę, a przebieralnia lekko pustoszała. Piętnastolatka czekała na mnie przed drzwiami pomieszczenia, a ja zaczynałam mieć wyrzuty sumienia że każę jej tak długo czekać.
W końcu jednak jakoś udało wbić mi się w delikatnie połyskujące spodnie ze skóry i zasznurować glany trójki. Z zaciekawieniem spojrzałam w lustro.
Przede mną stała młoda, groźnie wyglądająca dorosła odziana we wspomniane wcześniej spodnie i buty oraz czarny T-shirt na który zarzuconą miała dopasowaną ciemną kurtkę z metalowymi elementami, ćwiekami obręczami, jak łatwo się domyślić również ze skóry. Została jeszcze tylko dodająca smaczku obróżka ze zwisającym wizerunkiem półksiężyca. Ten dodatek chyba spodobał mi się najbardziej, postanowiłam go sobie zatrzymać.
Zmarszczyłam brwi, próbując utrzymać wizerunek chłodnej osoby z którą lepiej nie zadzierać, jednak nie byłam dobrą aktorką- na pierwszy rzut oka widać było że to tylko pozory. I wtedy do przebieralni wpadła Blair z takim hukiem, że aż podskoczyłam. A potem oniemiałam. A właściwie obie oniemiałyśmy.
Cyrkówka już nie miała kucyków lecz włosy rozpuszczone, układające się w idealne fale. Skąpe ubranie składało się tylko ze stanika, krótkich spodenek i mgiełki spowijającej jej całe ciało. W jej przypadku to drobiazgi odgrywały znaczącą rolę- takie na przykład rozsiane gdzie się tylko da ćwieki, drapieżny makijaż, kilka pieszczoch na jednej ręce oraz czarne, związane w staranną kokardkę conversy.
- Jeju…- wyszeptała z uwielbieniem. – W końcu coś co odzwierciedla twoją osobowość!
- Vice versa.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Ta momentalnie się zaśmiała. Wzrok różowowłosej spoczął na mojej twarzy. Ku mojej rozpaczy zrobiła minę jakby zjadła cytrynę, albo nad czymś naprawdę intensywnie myślała. Po chwili zaczęła myszkować w torebce wyjmując czarnego eyelinera, grzebyk i kilka wsuwek.
- Pozwolisz?- zapytała momentalnie poważniejąc. Jej zmiany nastrojów zaczynały mnie nużyć, zwalałam to jednak na chorobę i nakazywałam sobie milczenie.
- Oczywiście.
Odkręcając kosmetyk pochyliła się nade mną.
- Zamknij oczy.- poleciła, a ja zrobiłam co kazała.
- Możesz już je otworzyć.- usłyszałam dumny, kobiecy głos, po czym ponownie zaniemówiłam. Kilka machnięć i szarpnięć grzebykiem a zmieniły mnie nie do poznania- na lepsze, naturalnie.
Teraz już nie musiałam marszczyć brwi- raziłam samym spojrzeniem.
- Okey, wydaje mi się że jesteśmy gotowe.- zaszczebiotała moja towarzyszka a ja tylko skinęłam głową.
Powietrze tej nocy było zimne i orzeźwiające. Było podejrzanie cicho, zwłaszcza mając tę świadomość że najpewniej obserwują nas członkowie O.S. oraz pomniejszych bardziej lub mniej utalentowanych grup. Idąc z Blair w pewnym stopniu czułam się bezpieczna- nie wyglądało na to że chciałaby mi coś zrobić, wręcz przeciwnie- wyczuwałam że jest gotowa skoczyć w ogień za każdego z Oddziału. Jej nadmierny optymizm i czarny humor mnie przytłaczały jednak jeżeli miałabym komukolwiek zadawać pytania i oczekiwać satysfakcjonujących odpowiedzi to właśnie jej. Po za tym, irytowała mnie ta dobijająca cisza.
- Tak właściwie ile dokładnie działa oddziałów?
- Pięć.- odpowiedziała nastolatka rzeczowo, nie przerywając marszu.- W pierwszym są tak zwane „wyrzutki” czyli Ci co zawalili naprawdę ważną akcję. W drugim znajdziesz magicznych tylko z nazwy- nic nie robią, ale są w grupie podwyższonego ryzyka. Od czasu do czasu przeprowadzamy tam szkolenia samoobrony. Prawdziwe oddziały zaczynają się dopiero od grupy trzeciej- to tak zwane „mózgi”. Oni opracowują nam plany, rozrysowują mapy i wytężają szare komórki. Dwójki pomagają w tych lżejszych akcjach, w razie większego zagrożenia są gotowi stanąć po naszej stronie. Niektórzy dostają awans za szczególne osiągnięcia do O.S. – tak trafiła do nas Lucy. Niby posiada moc ognia, jednak nie jest za bardzo magiczna, nawiasem mówiąc oczywiście. No i jesteśmy my, samobójcy, często nie mający nic, gotowi postawić wszystko na szalę.
Opis naszej grupy oczyma Blair mnie zmroził.
 Jednak był trafny ... aż za bardzo.
- Od kiedy działasz w O.S.?
- Od kiedy tylko pamiętam.- zaszczebiotała dziewczyna po czym natychmiastowo spoważniała.- Chociaż nie… pamiętam wcześniej… ale nie chcę pamiętać, więc zostańmy przy tym że nie pamiętam. Sam Wiktor wcielił mnie w swoje szeregi, mimo że nie mam specjalnych mocy. Umiem tylko dobrze walczyć, chociaż przecież o to chodzi prawda?
- A… jaką masz moc?- spytałam czując że mój zmęczony mózg nie rozszyfrował do końca wypowiedzi towarzyszki.
- Tropię.- wzruszyła ramionami.- Po  prostu. Jestem w stanie wyczuć z odległości kilku kilometrów zbliżające się koszmary Mroka. Także spokojnie…- położyła mi rękę na ramieniu w geście wsparcia.- Ze mną jesteś bezpieczna.
Wiem że to może niegrzeczne nie ufać kiedy ktoś jest tak otwarty, jednak muszę przyznać że odetchnęłam z ulgą. Nie zamierzała mnie zabić, a przynajmniej się na to zanosiło.
- Oto jesteśmy.-  Blair uśmiechnęła się ukazując wszystkie ze swoich bielutkich zębów i rozkładając dłonie jakby przedstawiała mi co najmniej swój dom.  Stałyśmy przy opustoszałym budynku ogrodzonym wysoką siatką oraz drutami kolczastymi. Z ulgą dostrzegłam dziurę w ogrodzeniu przez którą natychmiastowo się przeczołgałam, podczas gdy piętnastolatka wdrapała się na jeden z słupków po czym wdrapała się na górę z gracją baletnicy. Równie sprawnie ominęła drut, następnie wykonując salto w powietrzu i jakimś cudem lądując na ziemi nienagannie.
- Jak ty to zrobiłaś?- wydukałam.
- Całe życie w cyrku- odparła.- Tam są schody pożarowe, ja wejdę hm… szybciej. Widzimy się na dachu.
- D-dobrze.- postanowiłam nie wspominać o swoim lęku wysokości. Jeżeli miałam należeć do O.S. musiałam wyzbyć się strachu.
Założyłam torbę na plecy i wymacałam rzeczone schodki. Nie wyglądały one zbyt stabilnie, jednak miałam nikłą nadzieję że Blair zdąży na czas i mnie uratuje w razie czego. Może i się łudziłam, ale przynajmniej ta świadomość starczyła na kopniak odwagi na czas misji. W połowie ( drugie piętro) postanowiłam trzymać się zasady „Byle nie patrzeć w dół”.
Kiedy zmachana dotarłam na szczyt moja towarzyszka siedziała ze spuszczonymi nogami z krawędzi budynku i majtała nimi jakby brodziła nogami w baseniku dla dzieci. Zdążyła rozłożyć już sprzęt w postaci lunety, czterech lornetek ustawionych na stojakach w czterech różnych stronach świata oraz kamery przemysłowej umieszczonej na parapecie z piętro niżej.
- Mam jedzenie.- uśmiechnęła się na mój widok.- No i kompocik. Chcesz?
Oferta kompociku przekonała mnie ostatecznie.
Blair wyjęła ze swojej torby cały szwedzki bufet. Znajdowały się tam kanapki, sandwiche, jeden hot dog, jogurcik oraz owoce. Zauważyłam także kątem oka znajdujący się w plecaku koc, poduszkę oraz składaną parasolkę. Kimkolwiek byli jej rodzice musieli naprawdę dbać o córkę.
- Masz chrum… kochanych… mniam… rodziców…- zauważyłam z pełnymi ustami.
Piętnastolatka zmarszczyła brwi.
- Hmm… tak, są kochani. Ale nie są moimi rodzicami.
Niemal zachłysnęłam się żarciem. Popełnić taki nietakt? 
- Jak to?
- Po prostu.- wzruszyła ramionami.- Byli przez jakiś czas, potem puff…!- wykonała bliżej nieokreślony gest dłońmi imitujący wybuch.- I nie ma. Ale Sofia i Tristian bardzo starają się mi ich zastąpić. Wiedzą dokładnie do jakiego oddziału należę, ponieważ sami współpracują z Wiktorem. To jakaś ich dalsza rodzina czy coś… . Co noc Sofia przygotowuje mi wałówę i często dzwoni. Obawia się o mnie, mimo że wie, że umiem się obronić. Zapisali mnie nawet do psychologa, ale dawał mi jakieś dziwne tabletki przez które chciało mi się spać więc przerwali. Mam dobrą rodzinę.
Zamyśliłam się. Czy to przez brak rodziców Blair oszalała? Czy ten wypadek ma coś związanego z jej rodziną i cyrkiem? Wolałam nie rozdrapywać starych ran… dziewczynka najwyraźniej starała się zapomnieć.
- No ale to nie zmienia faktu że wiele osób uważa mnie za wariatkę…- ciągnęła nieprzerwanie żując bułkę.- Jestem szczęśliwa ze swoją hmm… chorobą, znaczy… da się znieść. Sprawia że zapominam o starym życiu. Czasem jest gorzej i wtedy trudno patrzeć mi w zmęczone oczy Sofii. Czasem bez jej wiedzy biorę tabletki. Czasem wsłuchuje się w głosy i z nimi rozmawiam a czasem modlę się by odeszły. Czasem odchodzą, czasem nie. A ty?- spytała.- Też miewasz wrażenie że całkowicie oszalałaś?
Zamyśliłam się. Odpowiedź wydawała się oczywista- raczej byłam trzeźwo myślącą osobą. Jednak ostatnimi czasy…
- Tak.- rzekłam z dumą.- Też słyszę głosy, widuję cienie. Panicznie boje się o moją rodzinę, budzę się w nocy i nie mogę spać bo czuje na sobie czyjeś spojrzenie.
- Zrymowałaś!- wykrzyknęła Blair po czym zaczęłyśmy się śmiać.
Sielankę przerwała poważnie wyglądająca mina piętnastolatki. Tym razem to nie była zwykła zmiana nastroju. Dziewczyna pociągnęła nosem dwa razy po czym szybko rzuciła się w stronę plecaka wyjmując telefon i wystukując nieznany mi numer. Znajomy głos po drugiej stronie odebrał po pierwszym sygnale.
- Są.
- Jaki czas?- spytał zaniepokojony Jack.
- Z dziesięć minut przy północnym wietrze.
- Dobra. Jeżeli coś jej się stanie…- to ostatnie zabrzmiało jak groźba.
- Wiem.
- Uważaj też na siebie.
- Dobra. – odparła cierpko dziewczynka jak gdyby kazano jej wykonywać jakieś dodatkowe obowiązki  i rozłączyła się.
Rzuciła mi w dłonie latarkę i poleciła:
- Po dwa mrygnięcia w stronę szkoły, domu Lucy, sklepu i lasu. Ja zadzwonię do dwójek. Będziemy mieli gości- rzekła z nieukrywanym entuzjazmem.
Zrobiłam co mi kazała w najlepszej wierze. Przecież to nie mógł być pierwszy raz kiedy koszmary zjawiły się w mieście… Prawda?
- Co teraz?- spytałam, czując buzującą adrenalinę w moich żyłach.
- Zdejmuj rękawiczki.- mrugnęła Blair w moją stronę z uśmiechem.- Postrzelamy do kaczek.
Ponownie usłuchałam. Moje dłonie, całkowicie już pokryte szronem migotały w blasku księżyca. Spojrzałam w górę, wprost na mego stróża. „Jeżeli jesteś tam, daj mi tyle energii bym mogła ochronić i siebie i Blair.”- poprosiłam. Naturalnie, moje błagania zostały wysłuchane i spełnione nawet z nawiązką, ale o tym jeszcze nie wiedziałam.
Piętnastolatka chwyciła za lornetkę i wypatrywała ze skupieniem. Mi pozostały tylko oczy, ponieważ jeżeli chwyciłabym urządzenie, to natychmiast zamarzłoby. Musiałam się pilnować.
Długo nie czekałyśmy, chociaż wydawało się że moja towarzyszka zaczynała się już niecierpliwić.
- Są.- syknęła uradowana i wskazała mi dłonią ciemny punkt blisko szkoły. Przypominał on trochę wychudzonego, majestatycznego konia, wykonanego z czarnego, sypkiego czegoś. Jego ślepia świeciły jednak na pomarańczowo, a ogół wyglądał naprawdę przerażająco. Wzdrygnęłam się.
Kątem oka zauważyłam, że Blair właśnie przygotowywała swoje noże. Już rozumiałam czemu je ostrzyła- „piasek” z którego zostały wykonane koszmary musiał nieźle tępić ostrza.
- Nie mogę się doczekać!- pisnęła dziewczyna, przy okazji otwierając fantę i  biorąc łyka.
- Hmm… Blair… czy kiedykolwiek miałaś do czynienia z fizyczną formą koszmarów?- spytałam nieśmiało. To zdanie zabrzmiało zbyt mądrze jak na osobę która dowiedziała się o Mroku pięć minut temu.
- Oczywiście że tak!- odparła znużona, jakbym zapytała o kolor bezchmurnego nieba.- To niezwykle relaksujące. Z resztą sama się przekonasz… Tylko idź na całość!- przykazała.
Nie zamierzałam się ograniczać. Na pewno nie dziś! Kilka metrów przed nami nagle świsnęła strzała. Koszmar czyhający na sposobność by wśliznąć się do domu Lucy oberwał od samej jego właścicielki. Zauważyłam także kilka pomniejszych zbliżających się właśnie do nas.
- Zbliżają się- rzekłam rzeczowym tonem.
- Pobaw się z nimi, a ja zajmę się tymi od południa.- poprosiła uprzejmie cyrkówka, zbierając kilkadziesiąt noży do torby a jeden oddając mi do ręki.- Proszę, gdyby coś Ci nie wyszło. Możesz go zatrzymać.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się, ale ona tego nie widziała. Wykonując  gwiazdę a potem salto błyskawicznie znalazła się po drugiej stronie budynku.
Nie miałam określonego planu, zdawałam się na instynkt. Wyciągając prawą dłoń w kierunku jednego z koni strzeliłam w niego błękitnym promieniem, który natychmiast go rozproszył. Drugiego, nieco większego załatwiłam podobną techniką, ale złych snów napierało coraz więcej. Jednemu na drugiej niemal udało się na mnie naskoczyć, ale w porę zareagowała Blair, przeszywając go na wylot jednym ze swych noży.
- Nie przejmuj się! Idzie ci świetnie!- dopingowała widząc znużenie na mojej twarzy. Dziękowałam Bogu, że wartę pełnie właśnie z Blair.
Nagle zza rogu wyłonił się koszmar-monstrum. Wielkością przypominał ciężarówkę, i to jedną z tych naprawdę dużych.  Szedł prosto na dom Lucy. Musiałam jakoś zareagować, byłam pewna że nie Jack i ruda nie poradzą sobie sami! Postanowiłam nie absorbować jakoś specjalnie mojej towarzyszki na którą wrogowie napierali dosłownie ze wszystkich stron.  Skupiłam się czując, że księżyc czuwa nade mną i wytworzyłam najsilniejszy promień na jaki było mnie stać. Potwór oberwał naprawdę mocno, jednak się nie wycofał ani nie rozpłynął. Na szczęście udało mi się odwrócić jego uwagę na tyle aby odpuścił sobie sektor Frosta. Postanowiłam uderzyć ponownie, tym razem mocniej. Dałam z siebie wszystko, ale moje starania znów nie przyniosły większego skutku, może po za tym że koszmar obrał sobie inny cel- mnie.
Strzelałam w niego bez ustanku, najmocniej jak umiałam, pozostawałam jednak bezsilna. Nagle postać młodego chłopaka o białych włosach i niebieskiej bluzie wybiegła zza rzeczonego domu. W dłoni dzierżył laskę z której strzelał do monstrum niczym z karabinu.
- Jack!- wrzasnęłam. Co za dureń! Ja tutaj ratuje mu tyłek, a ten nie dosyć że opuszcza swój posterunek to jeszcze bierze na siebie to  c o ś . Nie byłam w stanie go zostawić. Nie miał najmniejszych szans.
- Blair, Frosta atakują potwory!- krzyknęłam spanikowana.- Wiem że to nieodpowiedzialne, ale muszę mu pomóc!
Dziewczynka na chwilę przestała miotać ostrzami. Spojrzała mi prosto w oczy po czym uśmiechnęła się.
- Biegnij.- rzekła i objęła stanowisko pośrodku budynku.
Nie miałam czasu na podziękowania. Schodząc, a właściwie zbiegając z dachu budynku przez umysł przecieła mi się myśl, że taka właśnie mogła być Blair gdyby nie spotkało ją tyle nieszczęść. Mogła być spokojna,  kochająca… szczęśliwa. Kiedy stanęłam bezpiecznie na ziemi ruszyłam sprintem przed siebie. Frost biegł z nim w stronę marketu spożywczego, tak więc tam musiałam się udać. Biegłam ile sił w nogach, ile tchu w płucach. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce Jack znajdował się w sytuacji krytycznej- przyparty do muru, strzelał tak mocno jak mógł, ale próżne były jego starania.
- Hej ty!- zdyszana krzyknęłam.
- Elsa?- zdziwił się skrajnie wykończony. Zignorowałam go.
Wytworzyłam najsilniejszy promień na jaki było mnie stać. Czułam że nie poradzę, ból rozrywał po kolei wszystkie moje mięśnie. Nie ma co, przepuklina murowana. Moc była dla mnie za silna, jednak udało mi się osłabić potwora na moment. Zrobiło mi się duszno i zakręciło w głowie pod koniec, jednak Frost stanął już po mojej stronie. Z jego pomocą udało mi się w końcu rozproszyć koszmar.
- Ju-hu!- wykrzyknął euforycznie chłopak.- Udało nam się! Daliśmy radę! A Ty…- spojrzał mi w oczy głęboko.- Ty mnie uratowałaś… Byłaś niesamowita!
- Taak…- mdliło mnie, świat nieustannie wirował a nogi uginały się ze zmęczenia. Jakimś cudem zdobyłam się jednak na uśmiech i dobrą grę aktorską. – Ty też byłeś świetny.
- Dzięki.- Jack posłał mi zawadiacki uśmiech.- Ma się to coś.
- Powinniśmy wracać na stanowiska.- zauważyłam powoli dochodząc do siebie.
- Masz rację.- przytaknął przyjaciel i ruszyliśmy, starając się po drodze ostrzelać pomniejsze potwory.
Tak bardzo zatraciłam się w walce, że przez przypadek wpadłam na bruneta znanego mi z zajęć, i to z takim impetem, że gdyby nie Frost przewróciłabym się.
- Woah!- znajomy- nieznajomy odsunął się kilka kroków wstecz, ręce podniósł w geście „co złego to nie ja”.- Przepraszam, zagapiłem się.
- Nic Ci nie jest?- zapytał mnie Jack.
- Nic, nic…- skłamałam, ponieważ wyraźnie czułam jak coś przestawiło mi się w nadgarstku lewej dłoni.
- Powinieneś bardziej uważać, s z c z e g ó l n i e  należąc do O.S.- warknął białowłosy do bruneta.
- Ty również, nowy.- odwarknął tamten w odpowiedzi.
- Cholera, Jack, nie mamy na to czasu!- wybuchłam.
- Noc jeszcze młoda…- zażartował nieznajomy. – Tak szybko to się one stąd nie zmyją. Jestem Nikolas. Kłaniam się nisko.- dodał po chwili i rzeczywiście się ukłonił.
Prychnęłam z zażenowaniem. „Świetnie! Kolejny kretyn, który nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji!” pomyślałam. Złapałam więc Frosta za kaptur i zaciągnęłam w stronę jego sektora.
- Ał, ał, ał, ał…- mówił tylko ciągnięty przez tą wkurzoną wersję mnie. Kiedy w końcu go odstawiłam przed dom zdobyłam się na mały opierdziel.
- Jak tylko spróbujesz wyjść mi z ukrycia jeszcze raz, osobiście dopilnuję tego żeby znalazł się ktoś odważny na tyle by pofarbować ci włosy na różowo podczas snu. Więc lepiej się pilnuj! Uhh…- odetchnęłam starając się opróżnić moje płuca ze złości.
Jack stał jeszcze chwilę w miejscu- co prawda nie oglądałam się za siebie, jednak słyszałabym jego kroki- wydawało mi się że powiedział coś w stylu  „Dla ciebie to nawet na zielono” albo „ Na niebie znowu ono”, chociaż nie byłam pewna. Gnana poirytowaniem zamrażałam  to co popadnie, nie zwracając nawet uwagi czy było to koszmarem czy człowiekiem- jeżeli było zbytnio się zbliżało strzelałam bez namysłu.
Na dach opuszczonego budynku weszłam bez najmniejszego strachu, totalnie o nim zapomniałam. Blair dalej wypatrywała potworów które jednak stopniowo zanikały, uciekały.
- Dobrze że jesteś.- stwierdziła wciąż wpatrując się w niebo ze skupieniem. Na jej twarzy malowała się niepokojąca satysfakcja. - Twój telefon dzwonił już chyba z pięć razy.
„O kurczę.”
Rzuciłam się w stronę torby. Po krótkich poszukiwaniach wyjęłam moją cegłę. Zegar wskazywał 3:45. Ciotka musiała się nieźle denerwować. Sprawdziwszy nieodebrane połączenia bardzo się zdziwiłam- dzwoniła do mnie tylko Ania. Czy możliwe jest by… Rita… nie ma opcji, przecież wiedziałabym gdyby przytrafiło jej się coś niedobrego… Wiedziałabym pierwsza… Na pewno…
- Wiesz może coś o jakichkolwiek wypadkach dzisiejszej nocy?- spytałam piętnastolatkę drżącym głosem.
- Nie.- wzruszyła ramionami obojętnie, dalej wypatrując. – Byłam tutaj cały czas, z Tobą.
Czyli wciąż wiedziałam tyle co nic. Wzięłam głęboki wdech po czym wybiłam numer siostry.
- GDZIE TY JESTEŚ? CO SIĘ DZIEJE? GDZIE CIOTKA I KIEDY ZAMIERZASZ SIĘ W KOŃCU POJAWIĆ?- skrzywiłam się, słysząc wściekły ton głosu młodej. Już miałam odpowiedzieć, kiedy Blair zmaterializowała się obok i zabrała mi telefon.
- Cześć kochanie…- zaczęła wyjątkowo dorosłym tonem, całą sobą wczuwając się w rolę.- Jestem instruktorką SKS-ów. Chciałam tylko przekazać żebyś się nie denerwowała, z Elsą wszystko w porządku. Cały czas wyrywa mi się do telefonu, bardzo chciała do ciebie zadzwonić ale jak wiesz szkolny regulamin zabrania posiadania go na terenie szkoły.- zachichotała w sposób typowy dla nauczycieli.      „Jak ona to robi?”
- Zajęcia potrwają do godziny 4:30, więc o piątej powinnaś odzyskać siostrę. Takie sytuacje mogą się powtarzać, ponieważ wcieliłam El do drużyny siatkarskiej, a godzina bierze się stąd że przylatuję tutaj specjalnie by szkolić Elsunie i jej koleżanki aż z Danii.- znowu ten irytujący chichot- Sama rozumiesz…
Chwila ciszy. Ania musiała oniemieć, mimo że historyjka była skrajnie naciągana. Całe szczęście że Blair trafiła z SKS-ami i  siatkówką- był to jedyny sport w którym byłam w miarę dobra.
- Rozumiem…- wyszeptało maleństwo po chwili.- Mogę ją prosić na chwilę do telefonu?
Nastolatka spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami.
- Obawiam się że to nie możliwe, dziewczynki są właśnie w trakcie gry.- tłumaczyła nieznużenie piętnastolatka.- Ale porozmawiacie sobie już za godzinkę dobrze?
 - Okey. Życzę dobrej nocy.
- Dobranoc, kochanie. – i rozłączyła się.
- Dzięki Blair.- odetchnęłam z ulgą.
Dziewczyna zamrugała i w ćwierć sekundy wróciła dawna, szalona Blair.
- Nie ma sprawy!- rzekła przeciągając się.- Warta z tobą jest naprawdę zabawną sprawą! I jeszcze te wszystkie koszmary… bawiłam się przednio!- stwierdziła chichocząc niczym mała dziewczynka przy stoisku z watą cukrową. 
***
 Może i rozdział krótszy niż poprzedni, ale wiele się w nim dzieje :). Mam nadzieję że przed powrotem do domu z wakacji zdąrze napisać jeszcze jeden albo dwa. Napiszcie mi, proszę czy wolicie krótsze rozdziały częściej czy dłuższe rzadziej :). A, i  następny one shot się planuję- macie może jakieś fajne, mroczne piosenki, jakieś inspirujące do pisania? Liczy się tekst :> Najlepiej mroooczny <3 . 
Okey to by było na tyle .
Proszę uprzejmie o komy :3 
S.Q.


4 komentarze:

  1. Nie szkodzi, że krótki, bo wyszedł fajny. Już lubię Blair! Właściwie to nie mogę uwierzyć że Anka dała się nabrać na tą ściemę XD Ciekawe o czym Bronicki miał ze mną do pomówienia... Bo mogę mówić na Thore per Ja? Czy nie mogę? Nieważne.
    Co do narracji jakoś mi specjalne nie przeszkadza zmiana perspektywy, i choć zazwyczaj pasuje mi bardziej wszechwiedzący narrator, to u ciebie dobrze to wyszło.
    Piosenki... Hmm może Angle of darkness? Więcej nie znam, ale jak coś znajdę to ci napiszę.
    Pozdrawiam i weny
    PS. Nie wyobrażam sobie Jack'a w różowych włosach. Chłopak skoczyłby z mostu z rozpaczy! A nie chwila on umie latać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze:
    It's time to die
    Just gold
    The living tombstone
    Stay clam
    Survive the night
    Z tego, co wiem to wszystkie są do gry Five nights at freddy's, czy jakoś tak.
    Pozdro weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. niedługo :). Cieszę się że wciąż tu jesteś! Ostatnio mam mało czasu na bloga, dodatkowo pracuje nad jeszcze jednym projektem, link być może już w następnym poście (ewentualnie, bardziej niecierpliwi mogą poszperać na google plus :) ).

      Usuń