czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 4. Wróg czy bohater?

Szła razem z tajemniczym chłopakiem w milczeniu. Zupełnie nie wiedziała jak zagadać, jak się zachować. Na usta cisnęło się jej tysiące pytań, a przede wszystkim- skąd wiedział? Niestety, zakłopotanie i nieśmiałość były silniejsze od ciekawości i zupełnie ogłuszyły dziewczynę.
- Może usiądziemy?- zaproponował Jack gdy dotarli do pierwszej lepszej ławki.
- Możemy.- odparła i przycupnęła, lekko chowając dłonie w rękawach bluzy.
- Nie chowaj.- skarcił El białowłosy, przeszywając jej duszę swymi niebieskimi oczyma.- To dar. Nie przekleństwo.
- A skąd ty możesz o tym wiedzieć?
- Swego czasu też myślałem że idiota ze mnie, nie widziałem sensu tego wszystkiego. Niby dlaczego właśnie ja? Nikt na mnie nie zwracał uwagi zwłaszcza moje otoczenie. Ale potem to się zmieniło, kiedy tylko ktoś we mnie uwierzył...
- Szkoda że ja nie mam takiego kogoś.- westchnęła dziewczyna.
I nagle ich oczy się spotkały. Całe galaktyki, wszystkie gwiazdozbiory, to czego nie mieli i to co zostało im odebrane- wszystko zyskało sens i moc. Ich twarze wyrażały zaskoczenie, bo niby jak może istnieć coś tak idealnie uzupełniającego się? Jeszcze nie spotkali się z czymś takim. Oczy Ząbka przy Elsy były wybrakowane i puste, natomiast u Hansa krył się ogień, nijak pasujący do mrozu bijącego z tęczówek Jacka.
Szybko jednak odwrócili wzrok. Przecież prawie w ogóle się nie znali. Chwile siedzieli speszeni.
- Elsa to bardzo ładne imię, wiesz?- wymruczał chwile potem Jack.
- Dzięki, mama mi je wybierała.
- Pomysłowa z niej kobieta. To dosyć niespotykane imię. - stwierdził białowłosy kucając na ławce.
- Tak... była niesamowita.- westchnęła dziewczyna.
- Była?
- Nie chcę o tym rozmawiać.- ucięła krótko El znów zakładając na głowę kaptur.
- Jak uważasz. Ja nie mam rodziców.
- Ja też. - Odpowiedziała łamiącym się głosem. Dobrze że wzięła ze sobą za dużą bluzę. W niej przynajmniej mogła się schować tak żeby nikt nie widział że płacze.
Niebo spowiło się ciemnymi chmurami z których zaczął prószyć śnieg, Frost w mig pojął o co chodzi. Popatrzył na szesnastolatkę i przeszyły go wyrzuty sumienia a także dziwna fala troski i współczucia. Już wtedy wiedział, że nie jest mu obojętna.
A Ona pozostawała niewzruszona. Może starała się odciąć od wspomnień? Na pewno.
"Ale ze mnie dureń" pomyślał.
- Wszystko dobrze?- spytał, nie bardzo wiedząc jak pocieszyć dziewczynę.
- Tak...- odetchnęła. - To nie Twoja wina, powinnam się w końcu z tym wszystkim uporać. I nie chodzi mi tylko o tą moc... Obecność rodziców pomagała mi się opanować, a teraz kiedy znikli czuję że powoli tracę kontrole nad swoim życiem.
- Co zamierzasz z tym zrobić?- Jack zajrzał ciekawsko w oczy El.
- Nie mogę się załamywać.- odparła wznosząc głowę ku słońcu niczym roślina.-  Mam młodszą siostrę. Muszę być silna dla niej.
I natychmiastowo niebo rozjaśniło się, a w sercu dziewczyny zapanował spokój.
Rozmawiali jeszcze długo, żartowali, śmiali się. Frost zaprowadził ją tak daleko jak tylko mógł- do skrzyżowania. On skręcał w prawo, Ona w lewo.
- Ja też będę na tych zajęciach.- poprzysiągł cicho, właściwie nie wiedząc jak zacząć.
- O, doprawdy?- Elsa nie mogła przestać się śmiać.- A jaką to masz moc? Oby nie moc zbyt obcisłych legginsów jak tamta facetka w spożywczaku przed nami.
- Niee...- machnął ręką chłopiec.- Powiedzmy że jestem bardzo do ciebie podobny.
- Ojej... wiesz co? Dziś rano nie śmiałabym śnić o tym że jest ktoś podobny do mnie... I że w takiej dziurze znajdę nowego przyjaciela.- po czym przytuliła się do niego na pożegnanie, niby niezobowiązująco, jednak nie mogła przestać wchłaniać zapachu lawendy wydobywającego sie z jego ubrań.
A on? Cóż można rzec- był w siódmym niebie!
Kiedy znikała za zakrętem w głowie huczało mu tylko jedno słowo- frendzone.
Ale w sumie czego więcej oczekiwać po dniu znajomości?
***
Dochodziła powoli 20:30. Jako że Rity podejrzanie długo nie było Elsa zdążyła już przejąć na siebie obowiązki ciotki. Mercy już słodko spała w świeżo wypranej pościel kiedy dwie siostry jadły kolację przygotowaną przez białowłosą.
- Więc mówisz...- mamrotała z pełnymi ustami szesnastolatka.- Że szkoła nie przypadła Ci do gustu?
- Pff...- parsknęła Ania ironicznie- Oczywiście że ją uwielbiam! Najbardziej przypadli mi do gustu moi emo-koledzy oraz wychowawczyni sadystka.
Dziewczynka zrobiła sobie przerwę na oddech po czym z lekkim uśmiechem rozpoczęła nowy temat.
- A Ty gdzie się wybierasz dzisiaj wieczorem?- spytała.
Starsza z sióstr wywróciła oczyma- Annie tylko jednego w głowie!
- Zupełnie nie wiem o co Ci chodzi...- skłamała, po czym popiła herbatę nie chcąc odpowiadać na żadne pytania więcej. Prędzej czy później będzie musiała powiedzieć o swojej mocy bliskim, ale jeszcze nie teraz. Po za tym, zajęcia na które idzie są owiane nutką tajemnicy, nie powinna chyba o nich rozpowiadać, a na pewno nie młodszej siostrze. Maleństwo było niemal tak wygadane jak otwarte i niestety nie działało to na jej korzyść.
- Hmm... od czego by tu zacząć?- czternastolatka udała zamyśloną.- Oh, może od najlepszego humoru jaki miałaś od miesiąca? A może to pozytywna energia bijąca od Ciebie? A może to że nie dojadasz kolacji?
- Hamuj Sherlock'u.- zaśmiała się blondynka.- Idę na SKS'y. Gdyby coś się działo bez skrępowania możesz dzwonić, będę dosyć późno.- stwierdziła wstając od stołu.
- Dziwne, SKS'y odbywające się O TEJ GODZINIE. No i nigdy nie lubiłaś WF-u...
- Ale siatkówkę już tak.- rzekła El zakładając tenisówki.- Po za tym, to rozmowa czy przesłuchanie?
- I jedno i drugie.- rudzielec zrobił słodką minkę przytulając się do kubka.- Przecież muszę wiedzieć co powiedzieć cioci kiedy wróci.
- Nie udawaj niewiniątka.- krzyknęła dziewczyna wychodząc
- Pamiętaj o zabezpieczeniu!- odkrzyknęła Anna dostatecznie głośno by siostra parsknęła za drzwiami.
Elsa spojrzała w niebo- noc była bezchmurna, widać było wszystkie gwiazdy. Teoretycznie, zupełnie niepotrzebnie zabrała ze sobą latarkę. Księżyc w pełni dawał jej swego rodzaju siłę. To właśnie podczas takich nocy czuła jak przebudza się jej moc i nie bała się tego. On w pewien sposób ją ośmielał, ratował przed strachem chociaż ten jeden raz w miesiącu. Czasami nawet z Nim rozmawiała- niekiedy słuchał, innym razem ignorował. Często miała wrażenie że to sam jej Anioł Stróż przemawia przez to niezwykłe ciało niebieskie. Nawet teraz czuła, że sprawuje nad nią pieczę, że idąc przez ciemny las nie ma się czego bać, bo póki jest pilnowana pozostaje całkowicie bezpieczna.
Zawędrowała naprawdę głęboko w ciemny las, została sam na sam z księżycem.  Jej oczom ukazała się przepiękna polana z niewielkim stawem w samym jej środku. Błękitny przyjaciel idealnie odbijał się w niezmąconej tafli. Zapraszał ją do zabawy.
Dziewczyna rzuciła tylko okiem na zegarek. Wskazywał 21, miała jeszcze całą godzinę.
Zdjęła płaszcz, związała włosy i rzuciła do góry
- Teraz pokaż na co Cię stać!
Na  powierzchni wody wytworzyła się średniej wielkości, pojedyncza fala która uderzyła o brzeg naprzeciw niej. Po chwili akcja ustała.
- Czyli teraz moja kolej?
Księżyc nie odpowiedział.
- Okey, a wiec teraz ja!- zaśmiała się wesoło dziewczyna.
Gdy tylko zamoczyła swą dłoń w stawku ten zamarzł  a jego krańce pokryły się szronem.  Dziewczyna weszła na lód. Zaśmiała się wesoło, ale jej Aniołowi chyba się to nie podobało. Nie dosyć że schował się za chmury tak że na pare sekund było ciemno jak w grobie, to jeszcze zniszczył dzieło El.
Rozpętała się straszliwa wichura a naszą bohaterkę opuściły wszelkie siły życiowe i energia.
- Dlaczego się tak gniewasz? - spytała schodząc z powierzchni stawku. - Co ja Ci zrobiłam?
Nagły podmuch wiatru przewrócił ją na kolana, a także zdmuchnął jesienne liście, ukazując stary, nieodnowiony nagrobek.
- Rozumiem...- wyszeptała.- Tak zginąłeś?
Wicher się nasilił.
- Czy zginął tu ktoś ważny?- wykrzyczała blondynka w przestrzeń.
Księżyc wyjrzał zza chmur a pogoda się uspokoiła.
Kobietka usiadła po turecku obok grobu powoli odzyskując straconą energię.
Przetarła brud którym owa rzecz była pokryta po czym odczytała zapis
"Jackson Overland
lat 16
Niech Anioły kołyszą Cię do snu, mój synu."
Elsa zamyśliła się. Nie miała jednak zbyt wiele czasu na przemyślenia, ponieważ zza swoich pleców usłyszała znajomy głos.
- Nie myślałem że Cię tu spotkam.- Jack usiadł koło niej nawet się nie witając.
- Coś mnie tu zaprowadziło- odpowiedziała dziewczyna wymijająco.
- A raczej ktoś. - poprawił Frost.
- Księżyc?
- Nie inaczej.
- Zawsze czułam że jest blisko mnie. Podczas każdej pełni otrzymuje tak wiele energii, wyzbywam się strachu, bo On mnie pilnuje. Odkąd tylko pamiętam był moim powiernikiem i jedynym przyjacielem jakiego miałam... Teraz to się zmieniło.- popatrzyła głęboko w oczy chłopaka tak, że gdyby ten mógł zarumieniłby się.
- Też tak mam. I miałem. Jeżeli mi ufasz... jeżeli uwierzysz...
- Oczywiście że ci wierzę...
Jack zamyślił się. Czy powiedzieć jej prawdę? Jego serce należało do niej od tamtego snu, ale czy ona czuje to samo? Na pewno nie. W końcu tak krótko się znali. Ale może powinien uchylić rąbka tajemnicy o swoim pochodzeniu? Nie, tylko ją spłoszy... chociaż tyle już przeżyła. W tę noc, kiedy oboje nie boją się, nie mają żadnych zahamowań, czy powinien powiedzieć co czuje? Życie to nie jakaś bajka, w której spotkaliby się i od razu zakochali. Najpewniej uzna go za kretyna, ale jeśli jest cień szansy że go zrozumie... Czy nie warto zaryzykować?
Ona natomiast nie bała się w ogóle. Była roześmiana, szczęśliwa i z każdą chwilą te doznania się potęgowały. Nie myślała o rękawiczkach które dawno zdjęła, nie myślała o swoich kompleksach o Hansie ani o rodzicach, nawet o Ani.  Wtedy widziała w Jacku po prostu chłopaka któremu może zaufać, przyjaciela. Nie przypuszczała że ich relacja zajdzie aż tak daleko. Ale zaszła.
- Więc... mówiłem Ci o mojej mocy?- zaczął nieśmiało chłopak, przerywając krępującą ciszę.
- Owszem.
- Ale nie opowiadałem Ci jak ją otrzymałem. To naprawdę bardzo pochrzaniona historia, nie oczekuję że mi uwierzysz, to strasznie pogmatwane...- wyrzucił z siebie jednym tchem. El na szczęście w porę go uspokoiła spoglądając głęboko w jego oczy.
- Po prostu mi opowiedz.
Frost patrząc w wielkie, głębokie tęczówki dziewczyny wyczuł w niej dziecięcą niewinność i wiarę. Jeżeli miałby wybierać jakąkolwiek osobę której mógłby opowiedzieć swą historię byłaby to ona.
- Więc... To opowieść o chłopcu i jego siostrze. Mieszkali całkiem niedaleko stąd, w średniowiecznej wiosce. Wszystkie dzieci uwielbiały chłopca, ponieważ zawsze wiedział czym je rozbawić. Jednak pewnego feralnego dnia wydarzyła się tragedia burząca sielską atmosferę. Otóż nasz uroczy młodzian wybrał się z siostrą na łyżwy, właśnie nad ten staw. Wszystko przebiegało dosyć sprawnie, do czasu...- Frost wpatrujący się prawie cały czas w błękit wody, zerknął ukradkiem na dziewczynę. Siedziała i słuchała go cały czas wpatrując się w niego z wyczekiwaniem, jakby właśnie opowiadał jej najciekawszą bajkę jaką kiedykolwiek słyszała.
- Pod stopami dziecka lód zaczął pękać. Starszy brat rzucił się na ratunek, przy okazji poświęcając własne życie. Tak przynajmniej mówiono. Prawda jest taka że jak widzisz wciąż żyje i to dzięki księżycowi. To on dał mi moc i podarował drugą szansę. Szkopuł był taki, że po przebudzeniu niczego nie pamietałem. Wspomnienia wróciły dopiero po jakimś czasie.
Nastąpiła cisza.
Jack wykorzystał ją by nostalgicznie przetrzeć stary nagrobek. Przeczytawszy adnotację popadł w zadumę. Jak bardzo musiał zranić bliskich swoim odejściem? Cóż, przynajmniej "zginął" śmiercią bohatera.
- Wiesz...- odezwała się białowłosa po chwili.- W moim życiu zdarzyło się już tyle, że nietrudno mi w to uwierzyć. Ale jeżeli Ty zdobyłeś moc w taki sposób, to jak ja otrzymałam swoją?
- Po to właśnie tu jestem.- odmruknął.- Jestem twoim drugim aniołem stróżem. Będę Cię strzegł dopóki się nie dowiemy.
Elsa uśmiechnęła się promiennie. Przez myśl przemknęło jej że Jack jest całkiem uroczy.
Zerknęła na zegarek. Wskazywał 21:45.
- Myślę że powinniśmy się już zbierać.- westchnęła głęboko.
- Masz rację.- przyznał chłopak.- Pozwolisz, że eskortuję cię na miejsce Mademoisele?- mówiąc to skłonił się w pas podając rękę rozmówczyni.
- O, tak.- El znakomicie parodiowała damę w opałach.- Oby tylko mego bohatera przypadkiem nie spotkało coś okropnego w momencie ratunku.
- Herosi tak mają.- skwitował nastolatek a Elsa zachichotała.
Podróż minęła szybko i przyjemnie. Przyjaciele rozmawiali całą drogę. Zapomnieli się do tego stopnia że przyszli na zajęcia spóźnieni, za to bardzo roześmiani.
Nie robiło jednak to zbyt wielkiej różnicy. Lekcja odbywać miała się na sali gimnastycznej do której prowadził długi, ciemny korytarz. Przed wejściem czekało już kilku uczniów. Wśród nich szesnastolatka rozpoznała brunetkę spod klasy, blondynkę którą spotkała przy wejściu do szkoły. Było także kilka nowych osób takich jak siedząca na ławce średniego wzrostu dziewczyna o czarnych włosach i lazurowym, tajemniczym spojrzeniu, albo ruda nastolatka w dresie stojąca zaraz przy wejściu.
Większość ubrana była w szarości, czernie lub krwiste czerwienie, więc zarówno ona jak i jej towarzysz wyglądali wśród rówieśników dosyć śmiesznie, jako jedyni ubrani w odcienie błękitu.
Z biegiem czasu przybyło jeszcze kilku studentów- dziewczyna zakryta kapturem tak, że nie widać było jej twarzy, brązowowłosy chłopak o jasnej karnacji i miętowym, przenikliwym spojrzeniu, jego kumpel, cały pokryty bliznami o odstających, rozwianych blond włosach oraz niebezpiecznie wyglądająca piętnastolatka o lawendowych oczach, bladej cerze oraz różowych kucykach.
Większość osób kiedy tylko weszła na korytarz chowała się w możliwie najciemniejszy kąt lub wyjmowała broń i obracała w swoich dłoniach. Wyglądało to dosyć makabrycznie, jednak El miała tę świadomość że jest teraz jedną z nich i raczej nikt nic jej nie zrobi... prawda?
Zerknęła ciekawsko na Jacka. Ten z kolei przyglądał się każdemu przenikliwie, jakby próbował czytać im w myślach. Uspokojona aktywnością towarzysza podkurczyła nogi i spuściła wzrok.
Czekali może z kilkanaście minut zanim zjawił się nauczyciel. Wyglądał na skołowanego i krytycznie wymęczonego. Wszyscy wstali i ustawili się w rzędzie niczym w wojsku.
- Przepraszam za spóźnienie.- rozniósł się głos czterdziestolatka.- Zdarzył się mały wypadek.
- Znowu Mrok?- zachichotała dziewczynka w kucykach. Frost się skrzywił.
- Nie tym razem Blair. Prawdopodobnie tylko jego służący, co nie oznacza że nie było groźnie. Mało co a mielibyśmy śmierć na miejscu. - Wiktor otarł pot z czoła.- Na szczęście skończyło się na złamanym żebrze i lekkim wstrząśnieniu mózgu. Kobieta już jest w drodze do szpitala. Przy okazji Lucy, to chyba była Twoja ciotka.- rzucił jakby informował rudą o prognozie pogody. Zaskakujące było jednak to, że dziewczyna nie wiele sobie z tego zrobiła. Elsa mogła przysiądz że zauważyła jak uczennicy zadrżała dolna warga, ale ta tylko zrobiła krok do przodu i wyszeptała:
- Przepraszam.
Mężczyzna westchnął.
- Jako że dołączyłaś do nas niedawno, oraz ze względu na to iż jesteś dosyć młoda przydzielę do Twojej okolicy dodatkową ochronę. Nie znaczy to jednak że nie jesteś wystarczająco silna. Masz bardzo duży potencjał. Blair, czy byłabyś uprzejma wspomóc Lucy?
- Naturalnie.- wymruczała złowieszczo nieznajoma i rozpoczęła polerowanie swoich poręcznych noży.
Kiedy w końcu Bronicki otworzył drzwi wszyscy weszli do pomieszczenia w rzędzie zachowując kompletną ciszę. Wykładowca szedł równym krokiem razem z Lucy. Szesnastolatce wydawało się że usłyszała jak szepcze: "Nie martw się, jest niegroźna".
Po wejściu na salę kilka osób usiadło po turecku, kilka podpierało ściany już bez ustalonego wzoru. Nauczyciel wyszedł przed wszystkich i znów przemówił.
- Dziś zajęcia odbędą się na poziomie podstawowym, tak by wszyscy się wpasowali. Mamy zaszczyt powitać nową uczennicę. Proszę przedstaw się.
Elsa powstała wedle życzenia Wiktora i skrępowana zaczęła.
- Nazywam się Elsa Arendelle, przyjechałam tu niedawno.
Blair uniosła rękę. Kiedy udzielono jej głosu zapytała dziecinnym tonem
- Jaką masz moc i na czym ona polega?
- No cóż... można powiedzieć że to moc lodu. Umiem zamrażać różne rzeczy.
- Byłabyś miła nam ją zaprezentować?- zapytał miętowooki brunet.
Dziewczyna przytaknęła. Drżącymi dłońmi ściągnęła rękawiczki, odetchnęła po czym dotykając jednej z drabinek pokryła ją całą lodem. Mróz jednak zszedł z niej niewiarygodnie szybko. Zdziwiona dziewczyna popatrzyła na Wkitora pytająco, ale odpowiedzi udzieliła jej Blair.
- Facet ma moc blokowania cudzych mocy. Trochę mindfuck'owe prawda?- piętnastolatka uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak... trochę...- El zaśmiała się skołowana.
- Och, to musi być dla Ciebie naprawdę ciężkie prawda? Pojmowanie tego wszystkiego.- młoda ogarnęła wzrokiem całą salę.- Po za tym, ci wszyscy ludzie czujesz się na pewno osaczona. Ale nie martw się, ja na przykład nie mam żadnych silnych mocy.
- To jak Ty...?
- Od urodzenia należałam do cyrku. Jestem świetną gimnastyczką oraz doskonale rzucam nożami. Po za tym od pewnego wypadku szczerze nienawidzę Mroka i koszmarów... I świetnie je tropię! Ale czemu? Wierz mi lepiej to przemilczeć.- Pod koniec wypowiedzi białowłosa miała wrażenie że jej koleżanka już bardziej rozmawia z samą sobą niż z nią.
- Jack opowiadałeś jej o naszych wrogach?- spytał  nauczyciel.
- Nie, stwierdziłem że Pan ....- wyznał zakłopotany, ale rozmówca od razu mu przerwał.
- Rozumiem. Elso, zastanawiałaś się może kiedykolwiek skąd biorą się nasze koszmary? Otóż okazuje się że tworzy je jedna osoba. Jest nią Mrok, Czarny Pan który od jakiegoś czasu ma we władzy  coraz więcej snów na świecie. I to nie interesowało by nas aż tak, gdyby nie fakt iż rozpoczął on rekrutację wśród uczniów naszej szkoły i ich rodzin. Jego celem jest wywołanie na świecie jak największej anarchii. Chce przez to zdobyć jak największą władzę, a nasze miasteczko obrał sobie jako kolejny cel. Jednak nie zdaje sobie sprawy że jego marzenie nigdy się nie spełni. Stanowimy dla niego zagrożenie więc stara się zrobić to co umie najlepiej- przestraszyć, a ponieważ nie jest w stanie odkryć tożsamości większości z nas atakuje przypadkowe osoby, niekiedy całkowicie niezwiązane z naszą szkołą, ale czasem udaje mu się trafić.
- Mam pytanie.- przerwała El. - Czy to wszystkie osoby z mocami uczęszczające do tej szkoły?
 - Nie. Jest nas znacznie więcej. Bez wahania mogę stwierdzić że do naszych szeregów należy co druga osoba z tej szkoły. Jesteśmy podzieleni na pomniejsze oddziały. Ty należysz do naszego. W stoją przed tobą najbardziej uzdolnieni i doświadczeni uczniowie naszej szkoły.
- Pieszczotliwie nazywają nas "Oddziałem Samobójczym" ponieważ to nam przydzielane są te najcięższe i najgroźniejsze misje. - rzekła czarnowłosa nastolatka którą Elsa spotkała na ławce przed wejściem.- W większości przypadków role naszych rówieśników skrócone są do nauki ochrony samych siebie, ewentualnie swoich rodzin. W najlepszych przypadkach Ci z dużym potencjałem pomagają nam w patrolu okolicy.
- My jednak jesteśmy kimś więcej- kontynuował kumpel bruneta.- Posiadamy wyjątkowe moce które są na tyle silne by opóźnić, osłabić lub całkowicie powstrzymać atak Mroka. Tylko nasza grupa jest w stanie uchronić to miasto. Naszym zadaniem jest patrolować okolicę i w razie czego chronić innych.
- Za chwilę zobaczymy co potrafisz - rzekła brazowooka dziewczyna stojaca pod ścianą. - I przydzielimy ci wyznaczony sektor.
- To chyba nie będzie konieczne. - odezwał się niespodziewanie głos zza pleców wszystkich.
El nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Thore?
Kobieta wyprostowala się dumnie.
- Wiktor, sam widziałeś próbkę jej możliwości w twojej klasie. Elsa nie wiedziała o Twoim śmiesznym teście, to co się wydarzyło było tylko wypadkiem. Sam pomyśl co może się stać kiedy będzie działać przemyślanie i w pełni swoich możliwości.
- Co więc proponujesz?- spytał podejrzliwie mężczyzna.
Thore wywróciła oczami.
- Doskonale rozumiem że podejrzliwość to cecha waszego oddziału, ale moglibyście chociażby mnie nie traktować w ten sposób.
- Wybacz moja droga, w tej chwili nie mamy nikogo komu moglibyśmy zaufać oprócz nas samych. - wykładowca ani trochę nie zmienił swego zaufania, ba! Zaczął przypatrywać się jej jeszcze bardziej
- Chciałam powiedzieć tylko, że macie w dłoniach jedną z najbardziej utalentowanych uczennic jakie widziałam, a od czasu założenia szkoły byłam świadkiem wielu sytuacji. Zależnie od waszych wyborów stwozycie albo największą nadzieję waszej grupki albo najróżniejszą przeciwniczkę z jaką kiedykolwiek mieliście do czynienia.
***
Strasznie przepraszam że tak późno. Za to rozdział jest dlugi i wiele się w nim dzieje. :). Dodalam kilka postaci od siebie by grupa była pelniejsza :3 pisze na telefonie więc przepraszam Za błędy . Mam nadzieję że tak czy inaczej rozdział się podobał :)
S.q

(Elsa OS)

1 komentarz:

  1. Nareszcie! Doczekałam się! Ogólnie- rozdział super. Jack-romantyk... Słodkie.... Uwielbiam jak ktoś tak uroczo mówi mademoisele... Kocham francuski. Jest taki magiczny!
    Jeszcze raz rozdział genialny(to moje ulubione słowo), cudnie piszesz! Masz talent kobieto!
    Pozdrawiam, buziaki!
    Eris
    PS. Weny!

    OdpowiedzUsuń